Dzień Praw Człowieka nie jest więc „kolejnym dniem z kalendarza”, lecz symbolicznym przypomnieniem, że prawa człowieka nie są abstrakcyjną ideą z sal konferencyjnych. To zestaw bardzo konkretnych gwarancji dotyczących życia, wolności, bezpieczeństwa, pracy, edukacji, uczestnictwa w życiu publicznym czy ochrony przed torturami i dyskryminacją. W założeniu przysługują każdemu – niezależnie od paszportu, poglądów, wiary, orientacji, rasy czy statusu społecznego.
Decyzja o uchwaleniu Deklaracji w 1948 roku była bezpośrednią odpowiedzią społeczności międzynarodowej na doświadczenie II wojny światowej i zbrodni popełnianych przez totalitarne reżimy. Chodziło o stworzenie minimum zasad, co do których świat zgadza się, że nie wolno ich przekraczać – nawet w imię interesu państwa, ideologii czy wojennych kalkulacji. Deklaracja sama w sobie nie jest traktatem, ale stała się „matrycą” dla późniejszych wiążących konwencji, takich jak Międzynarodowe Pakty Praw Człowieka, europejska Konwencja o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności czy liczne konwencje tematyczne, m.in. dotyczące praw dziecka, praw kobiet czy zakazu tortur.
Choć od jej przyjęcia minęły blisko osiem dekad, spór o znaczenie praw człowieka wciąż pozostaje jednym z najgorętszych w polityce. Dla jednych to „zachodni wynalazek”, który rzekomo nie pasuje do innych kultur. Dla innych – wygodny język, którym posługują się rządy, gdy krytykują przeciwników, ale milkną, gdy pytania padają pod ich adresem. Tymczasem podstawowa idea Deklaracji pozostaje niezmienna: człowiek ma pewne niezbywalne prawa właśnie dlatego, że jest człowiekiem, a nie obywatelem takiego czy innego państwa.
Dzień Praw Człowieka co roku odsłania też paradoks naszych czasów. Nigdy wcześniej system ochrony praw człowieka nie był tak rozbudowany: istnieją sądy międzynarodowe, procedury skargowe, specjalni sprawozdawcy ONZ, organizacje pozarządowe monitorujące sytuację w niemal każdym zakątku globu. A jednak równocześnie obrazy wojen, czystek etnicznych, masowych przesiedleń, brutalnego tłumienia protestów czy ataków na dziennikarzy i obrońców praw człowieka stale wracają do światowych serwisów informacyjnych.
Coraz wyraźniej widać także „nowe pola konfliktu”. Prawa człowieka stają naprzeciw technologii, która wymyka się dotychczasowym ramom prawnym. Masowa inwigilacja, handel danymi, algorytmy decydujące o tym, kto dostanie kredyt, pracę czy ubezpieczenie – wszystko to rodzi pytania o prawo do prywatności, równego traktowania i ochrony przed arbitralnymi decyzjami. Podobnie jest z kryzysem klimatycznym: dla mieszkańców wielu regionów świata prawo do życia w bezpiecznym środowisku i prawo do wody pitnej przestaje być abstrakcją, a staje się kwestią przetrwania.
W tym kontekście Dzień Praw Człowieka ma coraz bardziej wymiar obywatelski. To nie tylko święto ONZ i rządów, ale też organizacji społecznych, ruchów oddolnych, prawników, dziennikarzy, aktywistów i zwykłych ludzi, którzy domagają się przestrzegania standardów – zarówno w krajach autorytarnych, jak i w ustabilizowanych demokracjach. To przypomnienie, że prawa człowieka nie są „polityczną poprawnością”, lecz praktycznym zestawem zabezpieczeń przed nadużyciem władzy.
W Polsce, podobnie jak w wielu innych państwach, spór o praworządność, prawa mniejszości, niezależność sądów czy wolność mediów toczy się właśnie w języku praw człowieka. Instytucje takie jak Rzecznik Praw Obywatelskich, sądy konstytucyjne, sądy powszechne oraz międzynarodowe trybunały są elementem szerszej układanki, której celem jest to, by prawa zapisane w dokumentach rzeczywiście działały w życiu codziennym – w szkole, w pracy, w szpitalu, w urzędzie czy na komisariacie.
10 grudnia 2025 roku znów usłyszymy o konferencjach, apelach, kampaniach społecznych i raportach. Być może łatwo będzie odnieść wrażenie, że to odległy, „globalny” temat. Tymczasem sedno Dnia Praw Człowieka zaczyna się dużo bliżej – w pytaniu, czy godność i prawa drugiej osoby są dla nas równie ważne, jak nasze własne. I czy potrafimy domagać się ich nie tylko wtedy, gdy sami czujemy się poszkodowani, ale także wtedy, gdy dotyczy to mniejszości, migrantów, przeciwników politycznych czy ludzi żyjących inaczej niż większość.
Dzień Praw Człowieka nie ma dawać komfortu, że „świat zmierza w dobrym kierunku”. Ma raczej przypominać, że nic nie jest dane raz na zawsze. A to, czy słowa zapisane w Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka pozostaną tylko deklaracją, czy będą realną tarczą dla najsłabszych, zależy nie tylko od rządów i instytucji, ale również od społecznej wrażliwości i gotowości do reagowania – także wtedy, gdy jest to niewygodne.


























































Napisz komentarz
Komentarze