Panta Koina to zespół, który nie posiada kontraktu z żadną z wielkich wytwórni, ale o to mniejsza. „Majorsi” już wiele lat temu utracili kontakt z rzeczywistością podobnie jak i nasi politycy. Wydają głównie „legendy” i promują „chłam dla komercyjnego radia”. Prawda o polskiej muzyce rockowej to paradoksalnie echo z niszy, a nie zespoły i artyści z telewizyjnego programu rozrywkowego nadawanego w sylwestrowy wieczór. W lepszym świecie muzyka z „Martwych miast” dobiegałaby ze wszystkich możliwych głośników zamiast Beaty, Urszuli i Patrycji, i tego całego muzycznego „słodkiego, miłego życia”. Sześć kompozycji z tej E-pki, jeśli porównać je dajmy na to do dzieła filmowego, stanowi artystyczną jakość obrazu z lat siedemdziesiątych z Jackiem Nicholsonem i Karen Black w rolach głównych – mowa o „Pięciu łatwych utworach”. Kto oglądał ten wie, że ten dramat w reżyserii Boba Rafelsona to klasa sama w sobie. A tu w dodatku mamy o jeden „łatwy” utwór więcej.
„Martwe miasta” rozpoczynają „Kłamcy”, kompozycja obdarzona zadziornym riffem i odpowiednią motoryką, którym towarzyszy genialna interpretacja wokalna Huberta Bzomy „tuningująca” melodycznie i tak już melodyjny refren. Buntowniczy tekst „Kłamców” jest wyjątkowo na czasie: „Kłamcy na ulicach/ Kłamcy na ambonach/ Kłamcy mają władzę / A społeczeństwo kona…”. „Chmury nad Babilonem” ostatecznie przekonują, że mamy do czynienia z zaangażowanym punkiem „przepuszczanym” przez estetykę muzyki alternatywnej. Gitary Łukasza Piłasiewicza i Roberta Zapały, bas Marcina Jerzyny i perkusja Kacpra Piłasiewicza stanowią doskonałą bazę dla wyczynów wokalisty, niezwykle ciekawie interpretującego wyjątkowo dobre teksty, który przy tej okazji układa interesujące linie melodyczne dla swoich wokali. W krótkich i treściwych „Pytaniach”, brzmiących niemal metalowo słychać to szczególnie.
„Plemiona” (do których tekst powstał według jednego z wierszy Michaiła Lermontowa) od razu przywodzą na myśl grupę Lipali Tomasza Lipnickiego. Zwłaszcza emocjonalnie wyśpiewany tekst, któremu towarzyszą rwane riffy gitar: „Dzikie mieszkają wśród tych gór plemiona/ Ich bogiem – wolność, a prawem ich wojna/ Żyją i rosną wśród rozbojów tajnych/ Wśród spraw okrutnych okrutnych spraw niezwyczajnych/ Tam dobro dobrem, a zło złem spłacają/ I nienawidzą równie mocno jak i kochają”. Ale jeszcze ciekawszy jest „Spór” rozpoczynający się jak fragment melodii ze ścieżki dźwiękowej filmu „El Mariachi, który w dalszej części okazuje się być rasowym „motorycznym punkiem”. Lipali, Illusion, momentami Coma, ale przede wszystkim „made in original” Panta Koina!
Lecz „Kłamcy”, „Chmury nad Babilonem”, „Pytania”, „Plemiona” oraz „Spór” to dopiero „preludium” do tego, co muzycy „wyprawiają” w ostatnich na płycie, tytułowych „Martwych miastach”. To rockowa, hard rockowa lub punk rockowa (jak wolicie) ballada w stylu niezapomnianej „Nowej Aleksandrii” Siekiery (może nie do końca brzmieniowo, ale programowo na pewno). Rewelacja! Jeśli klasyczny, melodyjny punk z połowy lat osiemdziesiątych miał się kiedykolwiek gdzieś odrodzić, odrodził się na pewno na tej właśnie płycie.
Panta Koina to w wolnym tłumaczeniu z łaciny „związek przyjaciół”. Panowie, jeśli Wasza przyjaźń jest równie mocna jak grana przez Was muzyka, to nie pozostaje mi nic innego, jak serdecznie jej Wam pogratulować!
Panta Koina, „Martwe miasta”. Nakład własny


























































Napisz komentarz
Komentarze