I nie jest to para w gwizdek, a raczej akt „szatańskiej inhalacji”, jak gdybyśmy stali w przeciągu naprzeciw otwartych na oścież wrót piekła. Na szczęście Danzig już pod koniec lat 90. przestał potrząsać łańcuchami i całkowicie zrezygnował z wszelkich industrialnych eksperymentów. Powrócił do tradycyjnych gitarowych brzmień, skłaniając się w stronę krwistego grania, co potwierdza teorię, że wcale nie musiał podpisać cyrografu z diabłem własną krwią, żeby dowiedzieć się, kto był jego ojcem. A to przecież tajemnica poliszynela, wiadomo, że był nim… Jim Morrison!
Bycie „takim” bękartem zobowiązuje nawet wówczas, jeśli to jedynie wymysł mojej chorej wyobraźni. Co w tym najlepsze - skutkuje niezwykle szlachetnym hard rockiem, w którym słychać w „Hammer Of The Gods” nawiązania do Black Sabbath czy do The Cult w „Ju Ju Bone”. Trzydziestoletnie wzmacniacze i odpowiednie geny, to słychać i czuć. Na nowej płycie organiczny, rockowy głos Glenna ma ów „pijacki tembr”, który przytrafiał się Morrisonowi na licznych bootlegach z nagraniami, na których Król Jaszczur był nawalony jak stodoła. Każdy, kto zmierza w stronę jądra ciemności (gdzie czeka na niego pułkownik Kurtz) nie zawiedzie się w trakcie tego muzycznego tripu chłonąc ponury, bluesowy „Pyre Of Souls: Seasons Of Pain”, melancholijny „On A Wicked Night”, albo przebojowy „Deth Red Moon”.
Wraz z rozpędzonym „Night Star Hel” będziemy mogli podróżować jak swobodni jeźdźcy aniołowie piekieł, którzy w barze przy autostradzie zamówią breakfast i pogrążą się w lekturze Dantego. Zgadnijcie, którą część „Boskiej komedii” przeczytają? To jednak wraca jak obsesja – weźmy taki „Rebel Spirits” albo „Black Candy” – hipotetycznie, podobne melodie mógłby wtedy, w 1971 roku w Paryżu, w wannie napełnionej ciepłą wodą nucić umierający Jim! A gdyby nigdy nie umarł lub nieoczekiwanie zmartwychwstał, zmęczonym głosem zaśpiewałby „Left Hand Rise Above”. I przysięgam, nie wiem czy udałoby mu się zrobić to lepiej, niż frontmanowi Danzig.
Na okładce książki „Nikt nie wyjdzie stąd żywy” Hopkinsa i Sugermana zawierającej historię życia i śmierci legendarnego wokalisty The Doors, znajduje się krótki blurb umieszczony tam przez wydawcę. Wystarczy w nim zamienić słowa „Jim Morrison” na „Glenn Danzig” i mamy streszczenie następnej opowieści o kolejnym szamanie rock’n’rolla: „Oto Glenn Danzig – pieśniarz, filozof, poeta, skazaniec, charyzmatyczny i nawiedzony uczeń ciemności, który odrzucał władzę w jakiejkolwiek postaci. Odkrywca badający „…granice rzeczywistości, po to by sprawdzić, co się stanie…”.
Danzig, „Dethred Sabaoth”, AMF


























































Napisz komentarz
Komentarze