W 1980 Lechosława Goździka odnalazła Hanna Krall.
W Październiku '56 miał 25 lat. Przez robotników Fabryki Samochodów Osobowych na Żeraniu w bezpośrednich wyborach został wybrany na I sekretarza Komitetu Zakładowego PZPR. Był ikoną przemian października. Młody, przystojny, w prochowcu z podniesionym kołnierzem wyglądał jak filmowy amant, a nie działacz partyjny.
Do historii przeszło jego wystąpienie na wiecu na Politechnice Warszawskiej. Stolica kipiała od emocji. Ludzie nie słuchają partyjnych działaczy. Wygwizdują wszystkich po kolei. Goździk bierze mikrofon i... też zaczyna gwizdać. Po chwili pyta: "Czy mamy skorzystać z szansy, jaka się nadarza w naszym kraju, czy przegwizdamy tę szansę?" Przekonał salę. Był gotów bronić swojego zakładu przed sowieckimi wojskami za pomocą butelek z benzyną, ale powstrzymał marsz warszawiaków na ambasadę ZSRR.
Kiedy zaczął krytykować Gomułkę, musiał odejść. Zaszczuty, w 1965 r., wyjeżdżając z Warszawy, spalił wszystkie zdjęcia i wycinki prasowe, które świadczyły o jego przeszłości. O jego losach zadecydowała kasjerka z warszawskiego dworca. - Poprosiłem ją o bilet do stacji, gdzie pociągi już dalej nie jadą - wspominał.
W Świnoujściu kupił z demobilu drewniany kuter. Pokochał morze. W latach 60., kiedy kolektywizowano rybołówstwo, był jedynym prywatnym armatorem w Świnoujściu. W nowych czasach został prezesem Stowarzyszenia Rybaków Polskich. W 1994 r. został radnym miejskim i przewodniczącym rady miasta, cztery lata później - wiceszefem sejmiku województwa zachodniopomorskiego.
- W radzie Świnoujścia miał wielki autorytet - wspomina wiceprezydent Świnoujścia Andrzej Szczodry. - Kiedy mówił, na sali zapadała cisza.
Na emeryturze poświęcił się żeglarstwu. Ostatnio ciężko chorował, przyjaciele wiedzieli, że odchodzi.
Lechosław Goździk urodził się 21 stycznia 1931 w Tomaszowie Mazowieckim.



























































Napisz komentarz
Komentarze