Płyta zaczyna się od lekko pachnącego wschodem intro, po którym pojawiają się pierwsze prawdziwie black –sabathowe riffy. Nic w tym dziwnego. Ktoś kiedyś powiedział, że wszystkie riffy zostały już wcześniej wymyślone a ich autorem jest przecież Tony Iommi. Delikatny podmuch przynosi lekko „ironowe” tchnienie. Jest ono jednak tylko złudzeniem, rozwianym przez agresywną perkusję i black’owy wokal kolesia, który nazywa siebie Vetis Monarch.
Jego poddanymi i uczniami są: Apostle VIII – guitar, Kha Tumos – bass, The Disciple - drums & percussion. Słowem czterech nieźle pokręconych typków z makijażem na twarzach.
Ci zakręceni faceci robią jednak całkiem niezłą muzykę, Może nie znajdziemy w niej nic nowatorskiego ale jest to kawał przyzwoitego metalowego rzemiosła. Płyta brzmi nieco inaczej niż podobne produkcje europejskie. Poza ciężkimi riffami, nie brak tu ciekawych gitarowych solówek, brzmiących czasem wydawałoby się aż nazbyt subtelnie. W kilku momentach zapachniało mi Therionem, którego od x-lat jestem oddanym fanem. Czy to dobrze? Nie wiem. Ten element wyposażenia nie wpływał w zasadzie na komfort jazdy.
Słuchając płyty kilkukrotnie, za każdym razem mniej więcej w połowie, rodziło się we mnie uczucie nieokreślonego niepokoju, który nie opuszczał mnie już aż do ostatniego, wybrzmiałego dźwięku. W czasie jednego z takich muzycznych seansów z Weapon zdarzyło mi się nieopatrznie zdrzemnąć. Zbudziłem się po kilkunastu minutach zlany zimnym potem. Nie powiem, całkiem przyjemne to było przeżycie.
Aby nie było jednak zbyt piekielnie słodko dodam na koniec kilka krytycznych uwag. Trochę denerwujące jest dla mnie stroboskopowe brzmienie perkusji a raczej automatu perkusyjnego. Do tego dochodzi mało estetyczne zakończenie The Inner Wolf, które brzmi tak, jakby ktoś przykręcił potencjometr i w mało profesjonalny sposób wyciszył utwór w połowie dźwięku.
Płytę wydało metalowa wytwórnia Agonia Records
http://www.myspace.com/theweaponchakra


























































Napisz komentarz
Komentarze