- Jeżeli nie będziemy odczuwać strachu, to znaczy, że się jakoś odrealniliśmy - podkreśliła w rozmowie z PAP.
W nocy z wtorku na środę rosyjskie drony naruszyły polską przestrzeń powietrzną; część z nich została zestrzelona. W czwartek MSWiA poinformowało, że ponad 600 policjantów i strażaków bierze udział w neutralizacji dronów, wspierając wojsko w akcji poszukiwawczej.
W związku z sytuacją przypominamy fragmenty wywiadu z Izabelą Barton-Smoczyńską, psychologiem-traumatologiem z Centrum Terapii Dialog, przeprowadzonego tuż po rozpoczęciu pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę w 2022 r.
PAP: Zacznijmy od wyjaśnienia: co to jest lęk?
Izabela Barton-Smoczyńska: To reakcja na sytuację, która wywołuje bardzo silne emocje; to naturalna odpowiedź naszego organizmu na zagrożenie. Pojawia się, żebyśmy umieli lepiej przygotować się do działania, mogli „zorganizować” energię na to działanie. Lęk jest bardzo silnym pobudzeniem, które czujemy w całym ciele - to mocniejsze bicie serca, odczuwalne napięcie mięśniowe, przyspieszony oddech. To pobudzenie (mobilizacja) zmusza nas do tego, żebyśmy przeanalizowali rzeczywistość, dostrzegli zagrożenie i podjęli najlepsze dla nas działanie. Generalnie więc lęk - chociaż jest nieprzyjemnym doznaniem - ma nam służyć.
Niestety, kiedy jest zbyt duży, zbyt intensywny, może nie być adaptacyjny. Sytuacja jest nagła, tracimy kontrolę i nie potrafimy jej odzyskać, bo np. nie wiemy, w które źródła informacyjne mamy wierzyć, albo informacje są sprzeczne lub zwyczajnie nie mieszczą nam się w głowie, nie akceptujemy ich, burzymy się przeciwko nim. A sytuacja wymaga od nas działania. Lęk ma nam w tym pomóc, ale gdy jest zbyt intensywny, zbyt nagły, zalewający, działamy instynktownie, impulsywnie. Dochodzi do nadreaktywności układu limbicznego.
Wojna to sytuacja, w której powinniśmy się bać, to jest naturalna reakcja; ma wzbudzać niepokój i lęk, bo niesie ze sobą zagrożenie. Jednak powinniśmy też umieć coś z tym lękiem robić, korzystać z niego, wykorzystać go jako powód do działania. Kłopot polega na tym, że on czasem popycha nas do działań zastępczych.
PAP: Co wtedy?
I.B-S.: W takiej sytuacji powinniśmy zrobić wszystko, by oswoić ten lęk, abyśmy mogli skupić się na dokonywaniu realnej oceny sytuacji i dostosowywaniu się do niej. To wymaga chwili zatrzymania się, refleksji, podjęcia decyzji.
Jeśli nie odpowiemy sobie na to pytanie świadomie, to nasze reakcje mogą być automatyczne, np. ze strachu przed tym, co może się zdarzyć, wykupimy całą mąkę, cukier, benzynę w poczuciu, że to zapewni nam bezpieczeństwo. Tymczasem wcale się nie zabezpieczymy, tylko zabierzemy innym to, co jest im potrzebne i wywołamy dodatkowy niepokój. Bardzo trudna jest realna ocena tego, czy to, co czuję, jest lękiem sygnałowym, czyli mówi mi, że coś może się wydarzyć, ale dotyczy przyszłości, czy jest to lęk przedmiotowy (automatyczny), oznaczający przekroczenie moich granic, gdy muszę działać automatycznie i bez zastanawiania się, zgodnie z zasadą: atakuj albo uciekaj. Muszę umieć rozróżnić, co to za lęk, analizować rzeczywistość i definiować, co jest do zrobienia.
Podsumowując: lęk w swoim pierwotnym znaczeniu ma być dla nas sygnałem, że być może to, co robiliśmy do tej pory, nie jest skuteczne i by przetrwać, musimy coś zmienić. To energia, która ma sprawić, że skorygujemy nasze działanie, choć nie da nam odpowiedzi, co konkretnie mamy zrobić.
PAP: Od lęku krótka droga do paniki. Kiedy o niej mówimy?
I.B-S.: Panika to bardzo intensywny lęk napadowy, z silnymi objawami somatycznymi, którego charakterystyczną cechą jest przekonanie, że zaraz stanie się coś bardzo złego, oszaleję albo umrę. Panika jako doznanie odłącza nas od rzeczywistości, skupiamy się wtedy wyłącznie na sobie. Trwa najczęściej około 20 minut i często wiąże się z przekonaniem, że znaleźliśmy się w sytuacji totalnego zagrożenia życia.
Najczęściej, kiedy mówimy, że ludzie panikują, mamy na myśli działanie pod wpływem lęku, który zawęża ocenę rzeczywistości, czyli np. irracjonalne skupianie się na zabezpieczeniu - tankowaniu paliwa, robieniu zapasów albo oglądaniu cały czas informacji, by nie uronić żadnej wiadomości o tym, co się dzieje na wojnie - bo to daje mi poczucie kontroli.
PAP: Ale i to czasem nie wystarcza, żeby nie czuć lęku...
I.B-S.: Lęk w takiej sytuacji oznacza, że kończy nam się kontrola, nasze działania okazały się niewystarczające, czyli musimy zrobić coś innego. Pytanie tylko, czy odzyskamy spokój i poczucie kontroli działając w ten sam sposób. Dlatego tak ważny jest właściwy wybór. To nie zawsze musi być jechanie na granicę z kanapkami i gorącą herbatą dla uchodźców, może wystarczy budowanie stabilnej relacji ze swoimi dziećmi, które później w swojej szkole spotkają kolegę z Ukrainy i np. moje dziecko, zaopiekowane przeze mnie, któremu wytłumaczyłam, na czym polega wojna, jak radzić sobie z emocjami, będzie umiało rozmawiać z tym dzieckiem. A to spowoduje, że tamten odzyska poczucie bezpieczeństwa. W taki sposób też można pomóc.
PAP: Wiele osób zastanawia się, czy to normalne, że w związku z tą sytuacją odczuwamy takie emocje – przecież to nie nasza wojna.
I.B-S.: Polacy wiele doświadczyli w swojej historii. Jak tu się nie bać w takiej sytuacji? Nie wstydźmy się więc tego, że się boimy. Jeżeli nie będziemy odczuwać strachu, to znaczy, że się jakoś odrealniliśmy. Wojnę znamy z lekcji historii, z relacji naszych rodzin, ciągle żyjemy jeszcze z jej konsekwencjami, pamiętamy opowieści dziadków, którzy kogoś stracili. Wojny należy się bać, bo ona jest zagrożeniem. Ale nie należy ulegać temu lękowi, trzeba traktować go jako sygnał do tego, żeby się aktywizować, żeby sprawdzać swoje zasoby, umieć realnie ocenić sytuację. W związku z tym, co dzieje się na Ukrainie, mamy teraz sytuację zagrożenia wojną dla nas. Powinniśmy więc zastanowić się, co realnie możemy zrobić, a czego nie jesteśmy w stanie zmienić. I musimy to zaakceptować, nawet jeżeli nie ma na to naszej zgody.
Emocje związane z wybuchem wojny, z tym że giną ludzie, są naturalne, ale bezpośredniego wpływu na to nie mamy.
PAP: Jak nie zwariować od tych emocji?
I.B-S.: Jeśli czujemy się bardzo zaangażowani, musimy pamiętać, żeby zadbać też o siebie. Np. oderwać się od portalu internetowego i wyjść na spacer. Bo inwestując w siebie, będziemy mogli lepiej pomagać w następnym kroku. Dbanie o siebie to nie tylko unikanie niebezpiecznych sytuacji czy kontrolowanie źródeł zagrożenia, ale także inwestowanie w swoje wewnętrzne i zewnętrzne zasoby, bo dzięki nim będziemy w stanie lepiej ocenić sytuację, w której jesteśmy i mogli reagować na to, co jest realne.
Monika Grzegorowska(PAP)
























































Napisz komentarz
Komentarze