19 listopada świat obchodzi Międzynarodowy Dzień Mężczyzn. Część panów dowiaduje się o tym dopiero wtedy, gdy zobaczy gdzieś mema z podpisem „to dziś masz święto, wynieś śmieci z godnością”. Inni są przekonani, że to spisek, żeby ktoś wreszcie powiedział im: „dobrze, że jesteś, serio”. Bez goździków, za to z większą liczbą żartów.
Kim jest statystyczny mężczyzna? To ten, który ma jeden ulubiony kubek do wszystkiego: do kawy, herbaty, zupy i – jak trzeba – do mieszania farby. Ten, który „wcale nie jest przeziębiony”, tylko przez trzy dni umiera na katar, bo przecież „to już chyba zapalenie wszystkiego”. Zna historię wszystkich bitew II wojny światowej, ale nie pamięta, gdzie stoi mąka w kuchni. Ma pięć par spodni, a i tak chodzi w jednej, „bo najwygodniejsze”.
A jednak to on zwykle wymienia żarówki, odpala grilla z miną stratega NATO, naprawia cieknący kran metodą młotek–trytytka–taśma i z powagą ogląda kabelki pod telewizorem, mrucząc: „kto to tak podłączył?”. To on bierze dziecko na barana, kiedy wszyscy inni już nie mogą, dźwiga zakupy jak olimpijczyk i udaje, że nie boli, choć ewidentnie boli.
W wersji rodzinnej przybiera różne postaci. Ojciec potrafi uśpić dziecko jednym zdaniem o podatku VAT, mąż bohatersko wynosi śmieci po trzecim przypomnieniu, dziadek snuje opowieści zaczynające się od „za moich czasów…”, a kończące się w zupełnie innej epoce historycznej. Brat przez pół dzieciństwa doprowadzał do szału, a przez drugie pół bronił przed całym światem, czasem w tym samym dniu.
Co mu podarować z tej okazji? Najprościej: święty spokój, choćby na godzinę. Niech sobie siedzi, gapi się w telewizor, telefon albo w ścianę – jego wybór. Zaskakująco cennym prezentem bywa zwykłe zdanie: „wiesz co, naprawdę świetnie sobie radzisz” albo „cieszę się, że jesteś”. Mężczyźni rzadko to słyszą, więc działanie ma prawie jak energetyk. Zawsze sprawdza się też nowa para skarpetek, najlepiej identycznych, żeby przynajmniej przez tydzień udawały, że są do pary. Można też na jeden dzień przekazać mu pilot do telewizora uroczyście, jak berło władzy. I nie komentować, że znów ogląda powtórkę meczu z 2012 roku.
Za wszystkimi żartami kryje się coś poważniejszego. Mężczyźni naprawdę mają prawo być zmęczeni, przestraszeni, skołowani. Nie są z tytanu, choć czasem bardzo się starają. „Wszystko w porządku” w ich wydaniu potrafi znaczyć „nie mam pojęcia, jak o tym pogadać”. To też jest dobry dzień, żeby im trochę odpuścić bycie „twardzielem na pełen etat” i przypomnieć, że mogą się zwyczajnie przyznać: „potrzebuję wsparcia”.
Świętować można prosto: powiedzieć coś miłego facetom w swoim życiu, pozwolić im po raz setny opowiedzieć tę samą anegdotę i jeszcze raz się zaśmiać, docenić ich codzienną, często niewidzialną robotę. A jeśli czyta to mężczyzna – też ma prawo zrobić dziś coś dla siebie: iść na badania, wyjść na spacer, spotkać się z kumplami nie tylko po to, by żartować, ale też żeby chwilę pogadać normalnie, bez masek.
Międzynarodowy Dzień Mężczyzn nie ma swojej obowiązkowej wiązanki goździków ani rajstop wręczanych przy zakładowej herbatce. I bardzo dobrze. Zamiast tego może mieć coś ważniejszego: trochę ciepła, trochę wdzięczności i trochę luzu.
Panowie – wszystkiego dobrego. Skarpetki nie muszą się dziś zgadzać. Pilot może być wasz. A o siebie też warto zadbać.

































































Napisz komentarz
Komentarze