Fernando jest młodym, piekielnie utalentowanym tancerzem baletowym z Meksyku. Ma ambicję, ma głód sukcesu i ma też pewność, że jego związek z Jennifer – charyzmatyczną filantropką z amerykańskich elit – stanie się dla niego przepustką do nowego życia. Kiedy ryzykując wszystko dociera do Stanów, okazuje się jednak, że wstęp do „lepszego świata” ma ukrytą cenę: niewypowiedziane zasady, wstydliwie pilnowane pozory i układ sił, w którym uczucie szybko zaczyna wyglądać jak kolejny element prywatnej kolekcji.
Za kamerą stoi Michel Franco – reżyser znany z bezlitosnego wyciągania na światło dzienne tego, co w relacjach najbrudniejsze: zależności, kontroli i przemocy (także tej „miękkiej”, elegancko opakowanej). „Dreams” bierze na warsztat melodramat, ale robi to przewrotnie: zamiast bezpiecznej historii o „miłości mimo różnic” dostajemy opowieść o tym, jak różnice klasowe i społeczne potrafią tę miłość przeżuć i wypluć. Tak czyta ten film także opis programowy Nowych Horyzontów – jako historię o nierównościach, nielegalnej migracji, rasizmie i wyzysku, w której do końca nie mamy pewności, kto kogo wykorzystuje.
Krytycy: pochwały za odwagę, zgrzyty za dosadność
To nie jest tytuł, który „miło się ogląda i zapomina”. Część krytyków kupuje Franco w pełnym pakiecie: chłód, luksusową powierzchnię, narastające napięcie i finał, który ma boleć. „The Guardian” pisał o filmie jako o intensywnej, pesymistycznej historii obsesji i filantropii „z toksycznym podtekstem”, gdzie bogactwo i sponsorowanie sztuki stają się sposobem kontroli – także nad drugim człowiekiem.
W agregatach widać, że „Dreams” raczej dzieli niż łączy: na Rotten Tomatoes film ma 70% przy 27 recenzjach (stan na dziś), a strona podkreśla, że to tytuł wciąż zbierający międzynarodowe opinie przed szerszą dystrybucją. Z kolei na Metacritic wynik zbiorczy jest jeszcze „tbd”, ale już same oceny cząstkowe potrafią rozjechać się mocno (od bardzo wysokich po wyraźnie krytyczne), co dobrze oddaje temperaturę dyskusji wokół filmu
Widzowie: emocje w końcówce, ale i „niewykorzystany potencjał”
Na polskim gruncie widać podobny rozkład nastrojów. Na Filmwebie „Dreams” ma obecnie 6,2/10 (przy kilkuset ocenach) i „krytykowe” 5,9/10. W opiniach przewijają się dwa powracające refreny: po pierwsze – że film potrafi porządnie docisnąć emocjonalnie, szczególnie pod koniec; po drugie – że nie każdy kupuje sposób prowadzenia bohaterów i część widzów zostaje z poczuciem niedosytu.
Ciekawostki, które dodają temu tytułowi „drugiego dna”
Największym smaczkiem jest obsada. Isaac Hernández (Fernando) to znany tancerz – tutaj aktorsko debiutuje, a polskie opisy festiwalowe podkreślają, że partneruje Chastain „wzorcowo” i że to artysta związany m.in. z American Ballet Theatre.
Sam film ma też mocny „paszport festiwalowy”: światowa premiera odbyła się 15 lutego 2025 r. na Berlinale, w konkursie głównym. A w Polsce tytuł krążył już festiwalowo (m.in. w programie Nowych Horyzontów), zanim trafi do regularnego obiegu
Jeśli piszesz zapowiedź pod seans w ramach Kina Konesera, ten film pasuje jak ulał: to dokładnie ten typ historii, który po projekcji zostawia człowieka z pytaniem „kto tu naprawdę miał władzę – i od kiedy?”. Zresztą sam cykl promuje kino niszowe, często festiwalowe, stawiające na niebanalną fabułę i „wartości/doświadczenia wizualne” – i „Dreams” wpisuje się w to wprost
Na koniec rzecz praktyczna: według Filmwebu polska premiera kinowa jest zapowiadana na 9 stycznia 2026 (czyli tuż za rogiem).






























































Napisz komentarz
Komentarze