To był wieczór, który w Tomaszowie Mazowieckim zapamiętają na długo. We wtorek 30 września 2025 r., przy komplecie publiczności na stadionie przy Nowowiejskiej, Lechia postraszyła faworyzowany Śląsk Wrocław w I rundzie (1/32 finału) STS Pucharu Polski. Emocji nie zabrakło od pierwszej minuty, a choć skończyło się wynikiem 1:2, gospodarze schodzili z murawy przy owacji na stojąco.
Mecz zaczął się dla tomaszowian niefortunnie. Już w 2. minucie po zagraniu piłki w polu karnym sędzia odgwizdał „jedenastkę”, którą pewnym strzałem zamienił na gola Jakub Jezierski. Gdy Lechia próbowała złapać rytm, Śląsk podwyższył prowadzenie: w 21. minucie po stałym fragmencie Marko Dijaković z bliska dopełnił formalności i zrobiło się 0:2. Goście mogli wówczas myśleć, że kontrolują wydarzenia – ale to był dopiero prolog tej historii.
Tomaszowian do gry przywróciła petarda Daniela Chwałowskiego. Pomocnik Lechii huknął z dystansu w samo okienko, nie dając szans bramkarzowi, a stadion eksplodował z radości. Chwilę później przewaga Śląska stopniała także liczebnie – Yehor Matsenko w krótkim odstępie zobaczył dwie żółte kartki i wrocławianie zostali w dziesiątkę. Do przerwy wynik nie drgnął, ale to gospodarze wyglądali na zespół, który przejął inicjatywę i nakręcał się z akcji na akcję.
Po zmianie stron Lechia docisnęła rywala. Sędzia nie dopatrzył się faulu na Filipie Zawadzkim w polu karnym, z kolei Mateusz Kempski dwukrotnie miał futbolówkę na nodze w sytuacjach, które mogły zmienić losy meczu. Śląsk ograniczał się głównie do obrony i kontr, a w bramce świetnie spisywał się Bartosz Głogowski, ratując zespół w kluczowych momentach. W samej końcówce kibice wstrzymali oddech po groźnych główkach Mateusza Orzechowskiego i Jacka Tkaczyka – przy tej drugiej Głogowski popisał się interwencją meczu. Sekundy później sędzia Rafał Szydełko z Rzeszowa zakończył spotkanie.
Ostatecznie to Śląsk zameldował się w 1/16 finału, ale trzecioligowa Lechia – dziś w czołówce Betclic III ligi, gr. I – zagrała jak równy z równym z pierwszoligowcem po niedawnej degradacji z Ekstraklasy. Skala wysiłku i wiary gospodarzy wybrzmiała także w opiniach mediów: „wielkie kłopoty Śląska”, „wymęczony awans” i „blisko sensacji w Tomaszowie” – to najczęstsze nagłówki pomeczowych relacji. Tego wieczoru zielono-czerwoni pokazali, że puchar naprawdę rządzi się swoimi prawami.
Lechia Tomaszów Mazowiecki – Śląsk Wrocław 1:2 (1:2). Gole: Chwałowski 34’ – Jezierski 2’ (karny), Dijaković 21’. Czerwona kartka: Matsenko 37’ (za drugą żółtą). Skład Lechii m.in.: Awdziewicz – Rosiński, Orzechowski, Szymczak, Pieńkowski, Król, Chwałowski, Kolasa, Tkaczyk, Dunajski, Zawadzki; w Śląsku między słupkami kapitalnie bronił Głogowski. Losowanie kolejnej rundy ma wyłonić następnego rywala wrocławian.
Po takim występie pozostaje niedosyt – bo remis był na wyciągnięcie ręki – ale też duma. Lechia zostawiła na murawie serce i pokazała, że potrafi zmusić renomowanego przeciwnika do błędów. Przy pełnych trybunach i dopingu, który niósł zespół przez całą drugą połowę, tomaszowianie zasłużyli na brawa nie mniej niż zwycięzca. Teraz wracają do ligowej rzeczywistości z przekonaniem, że ta pucharowa przygoda może ich tylko wzmocnić










































































































Napisz komentarz
Komentarze