Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 5 grudnia 2025 11:59
Z OSTATNIEJ CHWILI:
Reklama
Reklama

Z cyklu: "Okrakiem" - Zwiastun wilgoci (Letni Mikołaj z Kanady)

Niniejszy tekst pochodzi z ostatniej mojej książki: „Krótka historia spodni w Tomaszowie Mazowieckim”. Opowiadanie jest oparte na faktach. Polecam wszystkim zmarzniętym, na rozgrzewkę.

 

 

Najstarsi mieszkańcy Tomaszowa nie pamiętali gorętszego lata. Było to w  1961 roku, jeśli mnie pamięć nie zawodzi, a ma już do tego prawo. Połowa lipca, a nie padało od marca. Miasto zasnęło. Drzemało i w dzień, i w nocy. Tęskne wycie syren fabryk włókienniczych rozbudzało odrętwiałe od żaru mózgi ludzkie, jednak nie na długo. Robotnicy pchali swoje rowery bez przekonania po rozprażonych, obłożonych byle jak kocimi łbami uliczkach. Po pracy przemykali jak upiory, by znikać kolejno w rozgrzanych klatkach domostw. Nieliczne wtedy samochody, Warszawy i Syrenki, zwane jak leci taksówkami, stały w garażach. Należały do ludzi na stanowiskach. Tylko oni mogli się takimi cudami techniki poruszać. A nie poruszali się. Nie zamierzali wszak ugotować się w tych rozgrzanych jak patelnie puszkach z solidnej, polakierowanej blachy. Na postoju prawdziwych taksówek również było pustawo. Tylko jeden, najbardziej optymistycznie nastawiony, a zarazem wytrwały, młody taksówkarz, nudził się, przykucnięty w  podcieniach byłej końskiej jatki zamienionej na warzywniak. Dalej, pod czujnym okiem spiżowego Naczelnika Kościuszki, w okolicach solidnego budynku straży pożarnej z czerwonej cegły, przy ręcznej pompie, na składanym krzesełku, podsypiał sprzedawca benzyny. Nawet ruch na rynku podśmierdującym końskimi odchodami przerzedził się, zamarł. Sprzedawcy zbijali się w grupki, ćmili papierosy, a jeśli już nawet wymieniali zdawkowe komentarze, to dotyczyły one tylko i wyłącznie jednego tematu.

 

Deszcz. Słowo deszcz odmieniane było we wszystkich przypadkach, wraz  z towarzyszącymi obiegowymi określeniami: upragniony, cudowny, zbawczy, rzęsisty, ledwie mżący kapuśniaczek, ulewny, obfity, i wielu jeszcze im podobnymi. Co odważniejsi w zawziętej determinacji decydowali się nawet na oberwanie chmury, a ci najzuchwalsi przywoływali do powrotu jedyną na przestrzeni stuleci trąbę powietrzną, jaka przed niewielu laty nawiedziła położoną niedaleko Rawę Mazowiecką.  Byli tacy, co pod koniec każdego gnuśnego dnia zapowiadali cud odmiany już od jutra. Daremnie. Nawiedzeni sceptycy ogłaszali koniec świata, uważając suszę za dopust boży, słusznie zesłany na ziemię jako kara za grzechy ludzkie. Jakby sam fakt egzystencji na tym świecie, w tym ustroju, i w takim grajdołku, nie był wystarczającą, a na dodatek niezasłużoną karą. Za to kościoły były oblegane. Głównie przez kobiety z dziećmi. Dzieciarnia gromadziła się nad rzeczkami - Pilicą i Wolbórką. Tak, nad rzeczkami, bo tylko beztroski optymizm właściwy dzieciom, pozwalał nadal jeszcze nazywać rzekami te coraz mizerniejsze zasoby wody, leniwie pchane siłą, chyba tylko przyzwyczajenia, wzdłuż podeschłych koryt, od źródeł do ujść. Nad tymi rzeczkami w porach poprzedzających główne kościelnych nabożeństwa, odbywały się łapanki na małoletnich mieszkańców miasteczka. Często skuteczne. O wiele mniej, w przypadku wyspecjalizowanych w cwaniactwie podrostków. Każdy, kto dał się złapać, zabierany był bez pardonu, tarmoszony za uszy, ciągnięty siłą do świątyń każdego dnia, by w jak najliczniejszym gronie wznosić poprzez wysoko sklepione łuki prosto ku niebiosom, modlitwę o deszcz. Niewiele to pomagało, a właściwie - nic nie pomagało.

 

W lewej bocznej nawie kościoła świętego Antoniego, przyparty do pustego konfesjonału przez tłum rozwrzeszczanej gawiedzi, przycupnął niepozorny młodzieniec. Ubrany w niebieską koszulę w białe paski, zbyt dużą dla niego, i w wypchane na kolanach cajgowe spodnie, poruszał ustami, lecz nie wyśpiewywał wraz z innymi w sam raz pasującej do okoliczności pieśni „Boże coś Polskę”. Poruszał ustami, ale tylko po to, by śpiewanie markować. Jego duże, tak ciemnoniebieskie, że prawie granatowe oczy, wykonywały samodzielną akcję obserwacji otoczenia, co przy nieruchomej głowie i kamiennym wyrazie twarzy wyglądało co najmniej śmiesznie. Ale nikt przecież nie zwracał na niego uwagi.

 

Nagle tłum zafalował. Wierni usiłowali paść na kolana, co nie było sprawą łatwą do wykonania z powodu potwornego zagęszczenia. Młodzian nawet nie drgnął. Dalej stał oparty niedbale o drewniany konfesjonał, tylko że teraz miał dla siebie więcej miejsca, szczególnie od kolan w górę. Teraz jego szyja nabrała ruchów. Głowa obróciła się na niej zwinnie. Widać w końcu zogniskował obiekt poszukiwań, bowiem bezlitośnie depcząc i roztrącając rozmodlonych, rozpoczął czynność energicznego przebijania się w kierunku szeroko rozwartych wrót kościoła.

 

- Jesteś, nareszcie! – silnym klepnięciem przez tłustawe plecy przywitał osobnika niewiele starszego od siebie, za to o głowę niższego.

- Cześć Szczupak! – ryknął Pulpet. Wątpię. Wątpię w to, że nareszcie. To ciebie nie było tam, gdzie miałeś czekać. Wątpię, więc myślę, myślę – więc jestem. No właśnie, ty jesteś, ja jestem. No to co robimy? – zapytał,  przybliżając jajo swojej wielkiej głowy do wystrzyżonej przy samej skórze zgrabnej główki Szczupaka.

- Sytuacja jest taka – nadawał. - Pić się chce - wysapał,  wycierając spocone czoło wierzchem dłoni. Nie mamy ani jednej chwili do stracenia, chłopaki.

- Amerykę odkryłeś. Jakie chłopaki? Chłopaki to u szewca Pluty drewniane szpilki prostują, grubasie. Poza tym jesteśmy tu jak na razie tylko we dwóch.

- No i co z tego. Ale jesteśmy chłopakami, no nie?

- Jak tak dalej pójdzie, jak na razie nie idzie, to zestarzejemy się pod tym kościołem. I po chłopakach będzie.

- Nie jest źle, a będzie lepiej. Co robimy?

- Jak to, co robimy. Lecimy na piwo.

 

 

 

 

Leniwie spuszczali się w dół ulicy Warszawskiej. Piwo można było dostać w wielu miejscach po tej stronie szerokiej ulicy. Najbliżej, bo zaraz za pompą, był Okrąglak. Kilka kroków dalej, w dole, na lekkim łuku, panoszył się kompleks chyba najdziwniejszych rozrywkowych przybytków świata. Zaraz za krawężnikiem stały drewniane altanki, trochę w prawo wąski i długi, drewniany, skąpo oszklony budyneczek, zwany Tramwajem. W samym dole osiadła duża, typowa knajpa, nazwana przez bywalców Dołkiem. Dopiero dalej, już za mostem na rzece Wolbórce, w solidnej jednopiętrowej kamienicy, mieściła się porządna, prawdziwa restauracja, o wdzięcznej nazwie Jagódka. No tak, tylko że chłopakom chciało się pić już teraz oraz bardzo. Okrąglak był najbliżej. Była to opasła, zielona buda, w której sprzedawano piwo. Wielkie, stulitrowe, dębowe beki panoszyły się na jej tyłach. Od frontu oblężona była gęsto przez kilkunastu osobników płci męskiej w rozmaitym wieku. Dopchać się chłopakom do z lekka zadaszonego, srebrzystego szynkwasu było tak samo łatwo, jak przedtem do kościelnego konfesjonału. Spoceni koneserzy browara nie po to pilnowali prawidłowości działania kolejki, by dopuszczać intruzów do rogu obfitości.

 

- Idziemy do Jagódki – mruknął Szczupak. Przy tym wodopoju i do wieczora nas nie napoją.

- Poczkaj, poczkaj, coś się tutaj zaczyna dziać. Szykuje się jakaś jasełka – wysapał Pulpet, szarpiąc kolegę za rękaw koszuli.

 

Oczekiwanie na niemożliwe, czyli na fakt pojawienia się deszczowej chmury na rozpalonym tomaszowskim niebie, z pewnością graniczyłoby tego dnia z cudem wielkim. Nieważne, kto w cuda wierzył, kto nie, jednak prawdopodobieństwo ziszczenia się ludzkich pragnień dotyczących nawodnienia gleby, jakkolwiek kiepskie, jednak istniało. Ale tego, co zdarzył się przed tą budką z piwem,  nie spodziewał się nikt. Bowiem stał się cud objawiony, a  nieliczni żywi świadkowie tego zdarzenia, jeszcze po latach kilkudziesięciu opowiadają sobie o tym z rozrzewnieniem, godnym lepszej sprawy. Ale wtedy dla nich ta właśnie a nie inna sprawa była najznakomitszej wagi. Przykazanie: spragnionych napoić, w tym najgorętszym tego lata dniu – zostało wykonane.

 

Okrągły jak jabłuszko łysawy człowieczek w marynarce w niebieskobiałą kratę, żółtej koszuli i w przykrótkich spodniach koloru zielonego, energicznie przepychał się do lady. Nie zwracając uwagi na gwałtowne protesty, połączone z kpinami na temat swojego niezwykłego wyglądu, nie dawał za wygraną. Jednak na jeden metr przed celem musiał zatrzymać się przed murem rozkrzyżowanych ramion dwóch dryblasów, prawem kaduka pilnujących kolejki.

 

- Dalej dziadku nie pójdziesz – syknął ten wyższy.

- Wynocha, cyrkowa małpo – wrzasnął ten o cal niższy, i odepchnął barkiem intruza.

- A założymy się? – zapytał człowieczek, i wrzucił na twarz grymas, jaki z powodzeniem można by było nazwać wyrazem głęboko skrywanej tajemnicy.

- Nie ma co się zakładać, spadaj lebiego – poradził mu wyższy. Ale to już – krzyknął.

 

 

 

 

Człowiek odskoczył na mały kroczek, podniósł ku górze obie krótkie rączki i zawył głosem, o posiadanie jakiego nikt z obecnych nie próbowałby go posądzić:

 

- Stawiam po dużym piwie dla całej kolejki!

 

Gwar ucichł jak ucięty fińskim nożem. Cisza się stała, grobowa jakby. Rozkrzyżowane ręce cerberów opadły jak niepotrzebne i zawisły w beznadziejnym zwisie, kołysząc się siłą bezwładu. Wykorzystał to kraciasty dżentelmen, podbiegł do lady, i ryknął triumfalnym basem w kierunku zaskoczonej Mańki-sprzedawczyni:

 

- Po kuflu dla wszystkich, ino migiem!

 

Każdy kto znał choć trochę Mańkę, wiedział dobrze, że żartować z nią nie ma najmniejszego sensu, choćby dlatego, że na żartach się nie znała, jak mało kto. Była bowiem uosobieniem powagi, ba! – słynęła z zaciętości, obnoszonej niezmiennie na ponurej męskiej gębie, ozdobionej mchem czarniawego zarostu. Potrafiła z kamienną twarzą przylać każdemu chłopu, który sobie raczył z niej zażartować. Mało tego. Stali bywalcy budki z piwem nawet nie próbowali opowiadać przy niej dowcipów, jako że Mańka najczęściej nie rozumiejąc zawiłości mało wyrafinowanych point, zdarzało się, na wszelki wypadek lała na odlew w twarz. A dopiero później pytała: no i z czego tu się było śmiać? W opisywanym przypadku ten odruch warunkowy już-już miał się skonkretyzować, kiedy uniesiona do zadania ciosu dłoń wielkości średniego bochenka chleba zawisła w przysłowiowej próżni. Ujrzała Mańka bowiem coś takiego, co poraziło jej malutkie niby guziczki oczęta, prawie tak, jak niespodziewany grom z czyściutkiego, tomaszowskiego nieba by poraził, gdyby zaistniał. Nic takiego się jednak nie stało. To, co zobaczyła w tłuściutkich dłoniach pana w marynarce w białoniebieską kratkę, miało kto wie, czy nie większą od gromu siłę rażenia. Był to po prostu solidny zwitek zielonych banknotów, prezentujących obrazki kilku nieżyjących już prezydentów Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Tak, ten pan nie żartował. Tylko mina mu trochę jakby stężała. Widać nabrał jeszcze większej pewności siebie, kiedy swobodnym głosem wydawał polecenie:

 

- Dla każdego po kuflu, paniusiu, dali jazda. Tylko po jednym – zaznaczył głosem nie nawykłym do sprzeciwu. Po czym odwrócił się niedbałym ruchem frontem ku  gawiedzi i zakończył:

- Nawet nie próbować oszukiwać. Nie wolno podchodzić drugi raz. Pan Walter stawia wszystkim, taki ma gest, ale tylko po jednym kuflu. No!

 

Z rozchylonych ust Mańki popłynęła strużka przezroczystej śliny, oczka wbiły się w dolary jak oczy węża hipnotyzujące królika. Jęknęła krowim głosem, poprawiła brudny czepek, zawirowała w dziwnym pląsie niczym kulka rulety i wyszeptała:

 

- A chociaż prawdziwe uny sum?

- Najprawdziwsze, prosto z banka Pekało – zaśmiał się pan Walter zarozumiale. Na co pani jeszcze czeka? – zapytał zadziornie i począł mocować się z czarnym futerałem dyndającym na długim pasku, zwieszającym się z ramienia. Delikatnymi ruchami tłuściutkich dłoni wyłuskał zeń matową bryłę aparatu fotograficznego.

- Kamerował będzie, fiut jeden –  stwierdził ktoś donośnym szeptem, a zdanie to potoczyło się dalej, przenoszone z wysuszonych nie tylko z powodu upału ust: kamerował będzie.

- To tylko tak, tylko na pamiątkę. No, pokażę kolesiom z Toronto, jak piją piwko chłopaki z mojego Tomaszowa – pochwalił się patriotyzmem.

- Te, Amerykan! Wypad stąd, pókim dobry – krzyknął ktoś z tłumu niepewnym głosem. Ale zaraz został zakrzyczany:

- Kanadol, nie Amerykan - pochwalił się ktoś wiedzą i dodał: - Jak chce, niech stawia. – Jak mu to sprawia przyjemność, niech nawet kameruje. - Chyba nieszkodliwy wariat. – No niech ma radochę, nam się chce pić, jemu się chce postawić. – Co w tym złego, że sobie pokameruje trochę? – A niech tam, krzywdy nie mamy. – No dobra, gdzie to piwo?

 

Nikt nie wiedział, jakim sposobem wiadomość o wariacie, który przy Okrąglaku rozdaje piwo, poszła w wymarłe od upału miasto. Nie minęło pięć minut, jak wokół zrobiło się czarno od napływających zewsząd spragnionych. Tylko czubek zielonej budy mógł teraz świadczyć o tym, że mimo wszystko sterczy tam jakiś kiosk z piwem. Nie było widać, za to słychać było trzeszczenie jego marnych posad, ledwie wytrzymujących naciskający tłum chętnych do darmowej biesiady. Chyba tylko jakiemuś cudowi fundator zawdzięczał ocalenie życia. Albo bardziej Mańce, która siłą wciągnęła go do środka budy. Stał teraz zadyszany, spocony, lecz zadowolony. Już zasysał wianuszek ze skrzętnie podsuniętego przez bufetową wielkiego kufla.

 

- Dobre toto, paniusiu – wychlipał. - I zimne, i mokre – dodał.

- No i panie, coś pan najlepszego narobił! – jęknęła Mańka, nie nadążająca z nalewaniem piwa dla napierających ludzi. A co ja teraz zrobię! -  zawyła jak przekupa na targu. Beczka się kończy, a widzisz pan, co się tutaj dzieje?

- To zamów pani następną, na co pani jeszcze czekasz? Albo lepiej, od razu dwie – zaśmiał się człowieczek. Wytarł wierzchem dłoni mokre usta i zabrał się do fotografowania tłumu. Widać było, że jest z siebie zadowolony, a może więcej nawet – że jest z siebie dumny. Kobieta nie zastanawiała się długo.

- Kto na ochotnika? - Tylko się nie pchać! Polecita do Browaru zamówić dwie beki piwa. No, spokojnie – mówię! – krzyknęła gniewnie. - Możeta być wy – skinęła głową w kierunku przedzierających się do szynkwasu młodzieńców. Mata tu po kuflu, wypijta, i lećta. Wyróżnieni wcisnęli się do budy, a ona wręczyła im ociekające pianą gratisowe kufle. I swoim grubym głosem udzieliła instruktażu, w jaki sposób mają załatwić zamówienie w browarze.

- Świat jest piękny – rozmarzył się Pulpet i puścił oko do Szczupaka. Zawsze mówiłem, że w Tomaszowie da się żyć!

- Nie mówiłeś. Plułeś na grajdół. Zachód chwaliłeś. Ale to prawda. Susza – suszą, ale nasz Tomaszów jest cool.

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

mieszkanka 19.01.2013 18:27
jaki piękny był Plac Kościuszki czy jeszcze zobaczę go ładnym wyglądzie. mieszkałam na nim pod numeren2/7.mam 62 lata tak tęsknie za pięknym widokiem Placu a tu ani widu ani słychu.brud i smród.

Powojenny 18.01.2013 22:56
Zgadzam się. Nawet z cokołem też by było fajnie, przecież mogli zdjąć gwiazdę, zawiesić cokolwiek innego, na przykład orła w koronie i zostawić resztę. Były czasy, kiedyś wysiadywało na schodkach. A teraz nie ma na czym, a jak się ociepli znowu gnijący pijacy zajmą połamane ławki. Jeśli oczywiście władza zmusi opieszałych robotników do zasypania dołów na placu. Pamiętacie, jak przez całe lato nic się tam nie działo? Jak można taki remoncik planować na 2 lata!

porażka 18.01.2013 16:28
Gdyby nie ten cokól to można by rzec ,że centrum w 1961 przedstawiało się bardzo estetycznie (16 lat po II w.ś ).Nie to co teraz 24 lata po transformacji,gdzie .......- co jest każdy widzi.

Opinie

ReklamaSklep Medyczny Tomaszów Maz.

Ministerstwo Zdrowia przedstawiło propozycje oszczędności. Kolejne zmniejszenia limitów

Blisko 10,4 mld zł w 2026 r. oszczędności w NFZ miałyby przynieść zmiany przedstawione przez resort zdrowia Ministerstwu Finansów. Zakładają one m.in reformę wynagrodzeń, limity w poradniach specjalistycznych i korekty na listach darmowych leków dla dzieci i seniorów; plan krytykuje opozycja z PiS.Data dodania artykułu: 01.12.2025 19:38
Ministerstwo Zdrowia przedstawiło propozycje oszczędności. Kolejne zmniejszenia limitów

Prawie 105 mln zł kary dla Jeronimo Martins Polska za wprowadzanie klientów w błąd ws. promocji

Prezes UOKiK nałożył na spółkę Jeronimo Martins Polska, właściciela Biedronki, karę blisko 105 mln zł za wprowadzenie klientów w błąd podczas ubiegłorocznych akcji promocyjnych - poinformował w poniedziałek urząd. Biuro prasowe sieci Biedronka podkreśliło, że nie zgadza się z decyzją i zaskarży ją do sądu.Data dodania artykułu: 01.12.2025 12:04
Prawie 105 mln zł kary dla Jeronimo Martins Polska za wprowadzanie klientów w błąd ws. promocji

Badanie: 71 proc. Polaków nie chce podawać PESEL-u m.in. w internecie

71 proc. Polaków nie chce podawać PESEL-u w sklepach internetowych, hotelach, biurach podróży i wypożyczalniach - wynika z badania przeprowadzonego na zlecenie serwisu ChronPESEL.pl i Krajowego Rejestru Długów.Data dodania artykułu: 01.12.2025 11:42
Badanie: 71 proc. Polaków nie chce podawać PESEL-u m.in. w internecie

Dziś w kraju i na świecie (poniedziałek, 1 grudnia)

Dziś jest poniedziałek, trzysta trzydziesty piąty dzień roku. Wschód słońca 07.20, zachód słońca 15.28. Imieniny obchodzą: Aleksander, Ananiasz, Antoni, Blanka, Edmund, Florencja, Jan, Natalia i Rudolf.Data dodania artykułu: 01.12.2025 06:55
Dziś w kraju i na świecie (poniedziałek, 1 grudnia)
Reklama
Koncert Czesława Mozila „Solo” w Niebowie

Koncert Czesława Mozila „Solo” w Niebowie

Koncert Czesława Mozila „Solo” w Niebowie (Wincentynów) – wyjątkowy wieczór w domowym salonieJuż 18 stycznia 2026 roku (niedziela) o godz. 17:00 Czesław Mozil zaprasza na jedyne w swoim rodzaju wydarzenie muzyczne — koncert "Czesław Mozil Solo – w mieszkaniu". Miejsce: niewielka wieś Wincentynów (gmina Sławno, powiat opoczyński), blisko Opoczna, w malowniczym zakątku województwa łódzkiego. Prywatna przestrzeń – salon domu – stanie się areną bliskiego spotkania artysty z publicznością.Miejsce pełne folklorystycznego klimatuWincentynów to kameralna miejscowość — według danych z 2021 r. liczy zaledwie 179 mieszkańców W sąsiedztwie znajduje się prywatny miniskansen "Niebowo", prezentujący tradycyjną wiejską architekturę regionu opoczyńskiego: chatę ze strzechą, ziemiankę, stodółkę i autentyczne wnętrza izby białej, kuchni i sieni.  Ta nieoczywista, serdeczna sceneria doskonale komponuje się z domowym klimatem koncertów Mozila.Co czyni ten wieczór wyjątkowymBliskość artysty: Czesław zagra niemal jak "u sąsiada" — w salonie, na kanapie, czasem na podłodze, a może ktoś usłyszy go z kuchni. Ta forma koncertu wyczarowuje atmosferę kameralności i autentycznego kontaktu.Unikalna formuła: To połączenie solowego show muzycznego i błyskotliwego stand-upu — pełne inteligentnych obserwacji, humoru i muzycznych emocji.Repertuar: Poza znanymi piosenkami, usłyszymy utwory z ostatnich albumów oraz premiery nowych nagrań, które trafią na kolejną płytę.Aktualny czas twórczy: Mozil zdobył tegoroczną Festiwalową Nagrodę Opola za piosenkę „Ławeczka”, singiel „Leń” z „Akademii Pana Kleksa 2” stał się hitem, a jego album „Inwazja Nerdów vol. 1” zdobył Fryderyka w 2025 roku.Kilka faktów o artyścieUrodzony w 1979 r. w Zabrzu, wykształcony akordeonista (Król. Duńska Akademia Muzyczna w Kopenhadze) Twórca złożonych dzieł: muzyka, teksty, aktorstwo dubbingowe (np. Olaf z "Krainy Lodu"), osobowość TVLaureat licznych nagród: Fryderyków, nagrody opolskiego festiwalu, platynowych płytStyl znany z połączenia kabaretu, folku, punka i inteligentnego humoru — trudno zamknąć go w jednym słowie Szczegóły wydarzeniaData: 18 stycznia 2026 (niedziela), godz. 17:00Miejsce: dom mieszkalny w Wincentynowie k. Opoczna („Niebowo”)Bilety: tylko 40 sztuk, cena 130 zł — dostępne na stronie: [biletomat.pl]Więcej informacji na: wydarzenie na FacebookuTaki koncert to znakomita okazja, by przeżyć muzykę i humor Mozila w najbardziej osobistej formie. To więcej niż performance — to spotkanie, które zostaje w pamięci na długo.Data rozpoczęcia wydarzenia: 18.01.2026

Polecane

W powiatowym Matrixie wszystko bez zmian

W powiatowym Matrixie wszystko bez zmian

Nie udało się dzisiaj powołać nowego Starosty oraz Zarządu Powiatu Tomaszowskiego. Nie udało się nawet zebrać 12 osobowego kworum, by móc prawomocnie przeprowadzić zwołaną na wniosek radnych sesję. Nie stawili na obradach radni Prawa i Sprawiedliwości oraz klubu Powiat Tomaszowski Od Nowa. Przy czym ci pierwsi w budynku starostwa byli. Dlaczego nie weszli na sesję? Mogli przecież przyjść i głosować. Nic nie stało na przeszkodzie. Mogli odrzucić proponowaną na Starostę przez KO, panią Alicję Zwolak Plichtę lub ją poprzeć. Tymczasem stworzono wrażenie, że dzieje się coś o czym osoby postronne nie powinny wiedzieć. Czy aby na pewno? Tekst na temat dzisiejszej sesji będzie miał charakter felietonowy, a więc całkiem subiektywny. Napisany z punktu widzenia radnego niezależnego, nie związanego z żadnymi partiami i nie będącego członkiem żadnego klubu. Nie znaczy to oczywiście, że znajdziecie w nim jakieś nieprawdziwe i niesprawdzone informacje.Data dodania artykułu: 03.12.2025 21:23 Liczba komentarzy: 20 Liczba pozytywnych reakcji czytelników: 5
W najbliższą niedzielę sklepy będą otwarteCo ChatGPT ma do powiedzenia na temat wyboru nowego Starosty? Sprawdziliśmy„Anioły są wśród nas” – Gala tomaszowskich wolontariuszyOperacja „TOR”: tomaszowska policja i Straż Ochrony Kolei wzmacniają patrolowanie szlaków kolejowychŚmigłowce nad skałami Jury. 7. Batalion Kawalerii Powietrznej na poligonie marzeńHejt czy nadzór? Kulisy odejścia dyrektorki i nowy start domu dziecka „Słoneczko”KRUS i NFZ we wspólnej akcji „Weź się zbadaj”W powiatowym Matrixie wszystko bez zmianWystawa „Ukraine in Focus” pokazuje prawdę o wojnieŚwięto Patrona w „Wyspiańskim” – ślubowanie pierwszoklasistów i spotkanie z MistrzemBestialski napad bandycki dokonany w pierwszym dniu świąt na ulicy Wesołej w Łodzi3 grudnia – dzień, w którym naprawdę warto się zatrzymać
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Wasze komentarze

Autor komentarza: oburzonaTreść komentarza: Sala koncertowa to świetny pomysł - będzie też z niej z pewnością korzystać szkola muzyczna - dlaczego dzieci z naszego miasta muszą uciekać, żeby móc się rozwijać artystycznie? Chodzę z dziećmi regularnie do Areny - pamiętam co bylo kiedyś - ale jak widać dla was najlepiej byłoby gdyby nie było niczego - bo przecież żadne miasto na takich rzeczach nie zarabia - ale wtedy trzeba byloby do Warszawy i Lodzi jezdzić i podbijac kase rzadzacym z PO, o to chodzi?Źródło komentarza: W powiatowym Matrixie wszystko bez zmianAutor komentarza: LeonTreść komentarza: We wcześniejszym artykule dotyczącym tej sprawy postawione były pytania o wręcz bardzo drastyczne poczynania i zaniedbania, czy coś więcej ustalono. Patrząc z obiektywnego punktu to dlaczego Pani dyrektor wypowiedzenie złożyła wypowiedzenie właśnie akurat po tamtym nagłośnieniu sprawy- przypadek ? Jak ktoś jest nie winien to nie powinien uciekać. W naszym kraju stało się modne krzyczeć, że jak komuś nie po drodze to krzyczy ,że to nagonka polityczna albo hejt, przykre to jest i żałosne.Źródło komentarza: Hejt czy nadzór? Kulisy odejścia dyrektorki i nowy start domu dziecka „Słoneczko”Autor komentarza: DDTreść komentarza: Prosze napisać o kieszonkowymŹródło komentarza: Hejt czy nadzór? Kulisy odejścia dyrektorki i nowy start domu dziecka „Słoneczko”Autor komentarza: KaktusTreść komentarza: Jeśli dyrektor nie daje sobie rady z hejtem i merutoryczną krytyką to znaczy tylko, że wybrano złego dyrektoraŹródło komentarza: Hejt czy nadzór? Kulisy odejścia dyrektorki i nowy start domu dziecka „Słoneczko”Autor komentarza: AjdejanoTreść komentarza: Ło jejku! Jejku!! Po prostu strach się bać!!! Koniom dupę zawracają. Szkoda tylko, że helikopterów z Glinnika nie zaangażowali oraz dronów, wozów bojowych, a także policyjnych psów. Sprawdza się stare polskie przysłowie: mądry Polak po szkodzie. A po następnym ataku terrorystycznym każdy sowiet lub Ukrainiec spokojnie opuści granicę Polski bez najmniejszych problemów. I np. Ukraina będzie się tłumaczyła, że te ich drony nad Polską, to była pomyłka ich służb. Parodia, to jest mało....Źródło komentarza: Operacja „TOR”: tomaszowska policja i Straż Ochrony Kolei wzmacniają patrolowanie szlaków kolejowychAutor komentarza: AjdejanoTreść komentarza: 100 % racji, ale tylko w Wilkowyjach z serialu "Ranczo". A może i tam też by się nie załapał, bo jest zbyt durnowaty.Źródło komentarza: Czy uda się wybrać nowy Zarząd Powiatu?
Reklama
Łóżko rehabilitacyjne  Elbur PB 337

Łóżko rehabilitacyjne Elbur PB 337

Z pełną ofertą możecie zapoznać się odwiedzając nasz punkt zaopatrzenia medycznegoTomaszów Mazowiecki ul. Słowackiego 4Oferujemy atrakcyjne rabaty dla stałych klientów oraz montaż gratisNa zdjęciu: Łóżko PB 337 w wykonaniu standardowym w kolorze buk. Akcesoria: stolik Rubens 3 w kolorze buk.Łóżko PB 337 jest szczególnym łóżkiem do opieki długoterminowej, które w przeciwieństwie do klasycznych łóżek posiada możliwość opuszczenia krawędzi leża do poziomu ok. 23 cm. Niskie, dolne położenie leża ułatwia dostęp osobom z problemami z koordynacją ruchową i zwiększa bezpieczeństwo pacjenta nawet przy opuszczonych barierkach bocznych.Więcej informacjiKolory standardowe: DETALE PRODUKTU:1. Położenie leża 23 cm od podłogi4. Solidne koło z hamulcem2. Zabudowane napędy podnoszenia łóżka5. Pilot z blokadą poszczególnych funkcji3. Leże z regulacją twardości6. Dodatkowa regulacja za pomocą rastomatu OPCJE:zmiana wypełnienia leża • zmiana długości leża • zmiana kolorystykiPODSTAWOWE DANE TECHNICZNEBezpieczne obciążenie robocze175 kgMaksymalna waga użytkownika140 kgRegulacja wysokości leża:od 23 do 63 cmRegulacja segmentu oparcia pleców:0 ÷ 70°Regulacja segmentu oparcia podudzi:0 ÷ 20°Wymiary zewnętrzne długość × szerokość:219 × 102 cmPrześwit pod łóżkiem:ok. 7 cmCiężar całkowity:101,4 kgKółka jezdne:100 mm z hamulcem FUNKCJEDO POBRANIA: Karta produktu PB-337 [PDF]
Reklama

Napisz do nas

Zachęcamy do kontaktu z nami za pomocą formularza. Możecie dołączyć zdjęcia i inne załączniki. Podajcie swojego maila ułatwi to nam kontakt z Wami
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama