Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 18 maja 2024 14:03
Reklama
Reklama

Z cyklu: "Okrakiem" - Zwiastun wilgoci (Letni Mikołaj z Kanady)

Niniejszy tekst pochodzi z ostatniej mojej książki: „Krótka historia spodni w Tomaszowie Mazowieckim”. Opowiadanie jest oparte na faktach. Polecam wszystkim zmarzniętym, na rozgrzewkę.

 

 

Najstarsi mieszkańcy Tomaszowa nie pamiętali gorętszego lata. Było to w  1961 roku, jeśli mnie pamięć nie zawodzi, a ma już do tego prawo. Połowa lipca, a nie padało od marca. Miasto zasnęło. Drzemało i w dzień, i w nocy. Tęskne wycie syren fabryk włókienniczych rozbudzało odrętwiałe od żaru mózgi ludzkie, jednak nie na długo. Robotnicy pchali swoje rowery bez przekonania po rozprażonych, obłożonych byle jak kocimi łbami uliczkach. Po pracy przemykali jak upiory, by znikać kolejno w rozgrzanych klatkach domostw. Nieliczne wtedy samochody, Warszawy i Syrenki, zwane jak leci taksówkami, stały w garażach. Należały do ludzi na stanowiskach. Tylko oni mogli się takimi cudami techniki poruszać. A nie poruszali się. Nie zamierzali wszak ugotować się w tych rozgrzanych jak patelnie puszkach z solidnej, polakierowanej blachy. Na postoju prawdziwych taksówek również było pustawo. Tylko jeden, najbardziej optymistycznie nastawiony, a zarazem wytrwały, młody taksówkarz, nudził się, przykucnięty w  podcieniach byłej końskiej jatki zamienionej na warzywniak. Dalej, pod czujnym okiem spiżowego Naczelnika Kościuszki, w okolicach solidnego budynku straży pożarnej z czerwonej cegły, przy ręcznej pompie, na składanym krzesełku, podsypiał sprzedawca benzyny. Nawet ruch na rynku podśmierdującym końskimi odchodami przerzedził się, zamarł. Sprzedawcy zbijali się w grupki, ćmili papierosy, a jeśli już nawet wymieniali zdawkowe komentarze, to dotyczyły one tylko i wyłącznie jednego tematu.

 

Deszcz. Słowo deszcz odmieniane było we wszystkich przypadkach, wraz  z towarzyszącymi obiegowymi określeniami: upragniony, cudowny, zbawczy, rzęsisty, ledwie mżący kapuśniaczek, ulewny, obfity, i wielu jeszcze im podobnymi. Co odważniejsi w zawziętej determinacji decydowali się nawet na oberwanie chmury, a ci najzuchwalsi przywoływali do powrotu jedyną na przestrzeni stuleci trąbę powietrzną, jaka przed niewielu laty nawiedziła położoną niedaleko Rawę Mazowiecką.  Byli tacy, co pod koniec każdego gnuśnego dnia zapowiadali cud odmiany już od jutra. Daremnie. Nawiedzeni sceptycy ogłaszali koniec świata, uważając suszę za dopust boży, słusznie zesłany na ziemię jako kara za grzechy ludzkie. Jakby sam fakt egzystencji na tym świecie, w tym ustroju, i w takim grajdołku, nie był wystarczającą, a na dodatek niezasłużoną karą. Za to kościoły były oblegane. Głównie przez kobiety z dziećmi. Dzieciarnia gromadziła się nad rzeczkami - Pilicą i Wolbórką. Tak, nad rzeczkami, bo tylko beztroski optymizm właściwy dzieciom, pozwalał nadal jeszcze nazywać rzekami te coraz mizerniejsze zasoby wody, leniwie pchane siłą, chyba tylko przyzwyczajenia, wzdłuż podeschłych koryt, od źródeł do ujść. Nad tymi rzeczkami w porach poprzedzających główne kościelnych nabożeństwa, odbywały się łapanki na małoletnich mieszkańców miasteczka. Często skuteczne. O wiele mniej, w przypadku wyspecjalizowanych w cwaniactwie podrostków. Każdy, kto dał się złapać, zabierany był bez pardonu, tarmoszony za uszy, ciągnięty siłą do świątyń każdego dnia, by w jak najliczniejszym gronie wznosić poprzez wysoko sklepione łuki prosto ku niebiosom, modlitwę o deszcz. Niewiele to pomagało, a właściwie - nic nie pomagało.

 

W lewej bocznej nawie kościoła świętego Antoniego, przyparty do pustego konfesjonału przez tłum rozwrzeszczanej gawiedzi, przycupnął niepozorny młodzieniec. Ubrany w niebieską koszulę w białe paski, zbyt dużą dla niego, i w wypchane na kolanach cajgowe spodnie, poruszał ustami, lecz nie wyśpiewywał wraz z innymi w sam raz pasującej do okoliczności pieśni „Boże coś Polskę”. Poruszał ustami, ale tylko po to, by śpiewanie markować. Jego duże, tak ciemnoniebieskie, że prawie granatowe oczy, wykonywały samodzielną akcję obserwacji otoczenia, co przy nieruchomej głowie i kamiennym wyrazie twarzy wyglądało co najmniej śmiesznie. Ale nikt przecież nie zwracał na niego uwagi.

 

Nagle tłum zafalował. Wierni usiłowali paść na kolana, co nie było sprawą łatwą do wykonania z powodu potwornego zagęszczenia. Młodzian nawet nie drgnął. Dalej stał oparty niedbale o drewniany konfesjonał, tylko że teraz miał dla siebie więcej miejsca, szczególnie od kolan w górę. Teraz jego szyja nabrała ruchów. Głowa obróciła się na niej zwinnie. Widać w końcu zogniskował obiekt poszukiwań, bowiem bezlitośnie depcząc i roztrącając rozmodlonych, rozpoczął czynność energicznego przebijania się w kierunku szeroko rozwartych wrót kościoła.

 

- Jesteś, nareszcie! – silnym klepnięciem przez tłustawe plecy przywitał osobnika niewiele starszego od siebie, za to o głowę niższego.

- Cześć Szczupak! – ryknął Pulpet. Wątpię. Wątpię w to, że nareszcie. To ciebie nie było tam, gdzie miałeś czekać. Wątpię, więc myślę, myślę – więc jestem. No właśnie, ty jesteś, ja jestem. No to co robimy? – zapytał,  przybliżając jajo swojej wielkiej głowy do wystrzyżonej przy samej skórze zgrabnej główki Szczupaka.

- Sytuacja jest taka – nadawał. - Pić się chce - wysapał,  wycierając spocone czoło wierzchem dłoni. Nie mamy ani jednej chwili do stracenia, chłopaki.

- Amerykę odkryłeś. Jakie chłopaki? Chłopaki to u szewca Pluty drewniane szpilki prostują, grubasie. Poza tym jesteśmy tu jak na razie tylko we dwóch.

- No i co z tego. Ale jesteśmy chłopakami, no nie?

- Jak tak dalej pójdzie, jak na razie nie idzie, to zestarzejemy się pod tym kościołem. I po chłopakach będzie.

- Nie jest źle, a będzie lepiej. Co robimy?

- Jak to, co robimy. Lecimy na piwo.

 

 

 

 

Leniwie spuszczali się w dół ulicy Warszawskiej. Piwo można było dostać w wielu miejscach po tej stronie szerokiej ulicy. Najbliżej, bo zaraz za pompą, był Okrąglak. Kilka kroków dalej, w dole, na lekkim łuku, panoszył się kompleks chyba najdziwniejszych rozrywkowych przybytków świata. Zaraz za krawężnikiem stały drewniane altanki, trochę w prawo wąski i długi, drewniany, skąpo oszklony budyneczek, zwany Tramwajem. W samym dole osiadła duża, typowa knajpa, nazwana przez bywalców Dołkiem. Dopiero dalej, już za mostem na rzece Wolbórce, w solidnej jednopiętrowej kamienicy, mieściła się porządna, prawdziwa restauracja, o wdzięcznej nazwie Jagódka. No tak, tylko że chłopakom chciało się pić już teraz oraz bardzo. Okrąglak był najbliżej. Była to opasła, zielona buda, w której sprzedawano piwo. Wielkie, stulitrowe, dębowe beki panoszyły się na jej tyłach. Od frontu oblężona była gęsto przez kilkunastu osobników płci męskiej w rozmaitym wieku. Dopchać się chłopakom do z lekka zadaszonego, srebrzystego szynkwasu było tak samo łatwo, jak przedtem do kościelnego konfesjonału. Spoceni koneserzy browara nie po to pilnowali prawidłowości działania kolejki, by dopuszczać intruzów do rogu obfitości.

 

- Idziemy do Jagódki – mruknął Szczupak. Przy tym wodopoju i do wieczora nas nie napoją.

- Poczkaj, poczkaj, coś się tutaj zaczyna dziać. Szykuje się jakaś jasełka – wysapał Pulpet, szarpiąc kolegę za rękaw koszuli.

 

Oczekiwanie na niemożliwe, czyli na fakt pojawienia się deszczowej chmury na rozpalonym tomaszowskim niebie, z pewnością graniczyłoby tego dnia z cudem wielkim. Nieważne, kto w cuda wierzył, kto nie, jednak prawdopodobieństwo ziszczenia się ludzkich pragnień dotyczących nawodnienia gleby, jakkolwiek kiepskie, jednak istniało. Ale tego, co zdarzył się przed tą budką z piwem,  nie spodziewał się nikt. Bowiem stał się cud objawiony, a  nieliczni żywi świadkowie tego zdarzenia, jeszcze po latach kilkudziesięciu opowiadają sobie o tym z rozrzewnieniem, godnym lepszej sprawy. Ale wtedy dla nich ta właśnie a nie inna sprawa była najznakomitszej wagi. Przykazanie: spragnionych napoić, w tym najgorętszym tego lata dniu – zostało wykonane.

 

Okrągły jak jabłuszko łysawy człowieczek w marynarce w niebieskobiałą kratę, żółtej koszuli i w przykrótkich spodniach koloru zielonego, energicznie przepychał się do lady. Nie zwracając uwagi na gwałtowne protesty, połączone z kpinami na temat swojego niezwykłego wyglądu, nie dawał za wygraną. Jednak na jeden metr przed celem musiał zatrzymać się przed murem rozkrzyżowanych ramion dwóch dryblasów, prawem kaduka pilnujących kolejki.

 

- Dalej dziadku nie pójdziesz – syknął ten wyższy.

- Wynocha, cyrkowa małpo – wrzasnął ten o cal niższy, i odepchnął barkiem intruza.

- A założymy się? – zapytał człowieczek, i wrzucił na twarz grymas, jaki z powodzeniem można by było nazwać wyrazem głęboko skrywanej tajemnicy.

- Nie ma co się zakładać, spadaj lebiego – poradził mu wyższy. Ale to już – krzyknął.

 

 

 

 

Człowiek odskoczył na mały kroczek, podniósł ku górze obie krótkie rączki i zawył głosem, o posiadanie jakiego nikt z obecnych nie próbowałby go posądzić:

 

- Stawiam po dużym piwie dla całej kolejki!

 

Gwar ucichł jak ucięty fińskim nożem. Cisza się stała, grobowa jakby. Rozkrzyżowane ręce cerberów opadły jak niepotrzebne i zawisły w beznadziejnym zwisie, kołysząc się siłą bezwładu. Wykorzystał to kraciasty dżentelmen, podbiegł do lady, i ryknął triumfalnym basem w kierunku zaskoczonej Mańki-sprzedawczyni:

 

- Po kuflu dla wszystkich, ino migiem!

 

Każdy kto znał choć trochę Mańkę, wiedział dobrze, że żartować z nią nie ma najmniejszego sensu, choćby dlatego, że na żartach się nie znała, jak mało kto. Była bowiem uosobieniem powagi, ba! – słynęła z zaciętości, obnoszonej niezmiennie na ponurej męskiej gębie, ozdobionej mchem czarniawego zarostu. Potrafiła z kamienną twarzą przylać każdemu chłopu, który sobie raczył z niej zażartować. Mało tego. Stali bywalcy budki z piwem nawet nie próbowali opowiadać przy niej dowcipów, jako że Mańka najczęściej nie rozumiejąc zawiłości mało wyrafinowanych point, zdarzało się, na wszelki wypadek lała na odlew w twarz. A dopiero później pytała: no i z czego tu się było śmiać? W opisywanym przypadku ten odruch warunkowy już-już miał się skonkretyzować, kiedy uniesiona do zadania ciosu dłoń wielkości średniego bochenka chleba zawisła w przysłowiowej próżni. Ujrzała Mańka bowiem coś takiego, co poraziło jej malutkie niby guziczki oczęta, prawie tak, jak niespodziewany grom z czyściutkiego, tomaszowskiego nieba by poraził, gdyby zaistniał. Nic takiego się jednak nie stało. To, co zobaczyła w tłuściutkich dłoniach pana w marynarce w białoniebieską kratkę, miało kto wie, czy nie większą od gromu siłę rażenia. Był to po prostu solidny zwitek zielonych banknotów, prezentujących obrazki kilku nieżyjących już prezydentów Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Tak, ten pan nie żartował. Tylko mina mu trochę jakby stężała. Widać nabrał jeszcze większej pewności siebie, kiedy swobodnym głosem wydawał polecenie:

 

- Dla każdego po kuflu, paniusiu, dali jazda. Tylko po jednym – zaznaczył głosem nie nawykłym do sprzeciwu. Po czym odwrócił się niedbałym ruchem frontem ku  gawiedzi i zakończył:

- Nawet nie próbować oszukiwać. Nie wolno podchodzić drugi raz. Pan Walter stawia wszystkim, taki ma gest, ale tylko po jednym kuflu. No!

 

Z rozchylonych ust Mańki popłynęła strużka przezroczystej śliny, oczka wbiły się w dolary jak oczy węża hipnotyzujące królika. Jęknęła krowim głosem, poprawiła brudny czepek, zawirowała w dziwnym pląsie niczym kulka rulety i wyszeptała:

 

- A chociaż prawdziwe uny sum?

- Najprawdziwsze, prosto z banka Pekało – zaśmiał się pan Walter zarozumiale. Na co pani jeszcze czeka? – zapytał zadziornie i począł mocować się z czarnym futerałem dyndającym na długim pasku, zwieszającym się z ramienia. Delikatnymi ruchami tłuściutkich dłoni wyłuskał zeń matową bryłę aparatu fotograficznego.

- Kamerował będzie, fiut jeden –  stwierdził ktoś donośnym szeptem, a zdanie to potoczyło się dalej, przenoszone z wysuszonych nie tylko z powodu upału ust: kamerował będzie.

- To tylko tak, tylko na pamiątkę. No, pokażę kolesiom z Toronto, jak piją piwko chłopaki z mojego Tomaszowa – pochwalił się patriotyzmem.

- Te, Amerykan! Wypad stąd, pókim dobry – krzyknął ktoś z tłumu niepewnym głosem. Ale zaraz został zakrzyczany:

- Kanadol, nie Amerykan - pochwalił się ktoś wiedzą i dodał: - Jak chce, niech stawia. – Jak mu to sprawia przyjemność, niech nawet kameruje. - Chyba nieszkodliwy wariat. – No niech ma radochę, nam się chce pić, jemu się chce postawić. – Co w tym złego, że sobie pokameruje trochę? – A niech tam, krzywdy nie mamy. – No dobra, gdzie to piwo?

 

Nikt nie wiedział, jakim sposobem wiadomość o wariacie, który przy Okrąglaku rozdaje piwo, poszła w wymarłe od upału miasto. Nie minęło pięć minut, jak wokół zrobiło się czarno od napływających zewsząd spragnionych. Tylko czubek zielonej budy mógł teraz świadczyć o tym, że mimo wszystko sterczy tam jakiś kiosk z piwem. Nie było widać, za to słychać było trzeszczenie jego marnych posad, ledwie wytrzymujących naciskający tłum chętnych do darmowej biesiady. Chyba tylko jakiemuś cudowi fundator zawdzięczał ocalenie życia. Albo bardziej Mańce, która siłą wciągnęła go do środka budy. Stał teraz zadyszany, spocony, lecz zadowolony. Już zasysał wianuszek ze skrzętnie podsuniętego przez bufetową wielkiego kufla.

 

- Dobre toto, paniusiu – wychlipał. - I zimne, i mokre – dodał.

- No i panie, coś pan najlepszego narobił! – jęknęła Mańka, nie nadążająca z nalewaniem piwa dla napierających ludzi. A co ja teraz zrobię! -  zawyła jak przekupa na targu. Beczka się kończy, a widzisz pan, co się tutaj dzieje?

- To zamów pani następną, na co pani jeszcze czekasz? Albo lepiej, od razu dwie – zaśmiał się człowieczek. Wytarł wierzchem dłoni mokre usta i zabrał się do fotografowania tłumu. Widać było, że jest z siebie zadowolony, a może więcej nawet – że jest z siebie dumny. Kobieta nie zastanawiała się długo.

- Kto na ochotnika? - Tylko się nie pchać! Polecita do Browaru zamówić dwie beki piwa. No, spokojnie – mówię! – krzyknęła gniewnie. - Możeta być wy – skinęła głową w kierunku przedzierających się do szynkwasu młodzieńców. Mata tu po kuflu, wypijta, i lećta. Wyróżnieni wcisnęli się do budy, a ona wręczyła im ociekające pianą gratisowe kufle. I swoim grubym głosem udzieliła instruktażu, w jaki sposób mają załatwić zamówienie w browarze.

- Świat jest piękny – rozmarzył się Pulpet i puścił oko do Szczupaka. Zawsze mówiłem, że w Tomaszowie da się żyć!

- Nie mówiłeś. Plułeś na grajdół. Zachód chwaliłeś. Ale to prawda. Susza – suszą, ale nasz Tomaszów jest cool.

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
mieszkanka 19.01.2013 18:27
jaki piękny był Plac Kościuszki czy jeszcze zobaczę go ładnym wyglądzie. mieszkałam na nim pod numeren2/7.mam 62 lata tak tęsknie za pięknym widokiem Placu a tu ani widu ani słychu.brud i smród.

Powojenny 18.01.2013 22:56
Zgadzam się. Nawet z cokołem też by było fajnie, przecież mogli zdjąć gwiazdę, zawiesić cokolwiek innego, na przykład orła w koronie i zostawić resztę. Były czasy, kiedyś wysiadywało na schodkach. A teraz nie ma na czym, a jak się ociepli znowu gnijący pijacy zajmą połamane ławki. Jeśli oczywiście władza zmusi opieszałych robotników do zasypania dołów na placu. Pamiętacie, jak przez całe lato nic się tam nie działo? Jak można taki remoncik planować na 2 lata!

porażka 18.01.2013 16:28
Gdyby nie ten cokól to można by rzec ,że centrum w 1961 przedstawiało się bardzo estetycznie (16 lat po II w.ś ).Nie to co teraz 24 lata po transformacji,gdzie .......- co jest każdy widzi.

Reklama
Polecane
Kultura Dostępna zaprasza do Kin Helios  na film „Tyle co nic”.Wprowadzono ograniczenia w ruchu pojazdów ciężarowych przez weekendW lasach sucho. Zdarzają się pożaryOgień w LuboszewachNoc Muzeów: sprawdź co się będzie działo w Tomaszowie!Rusza rekrutacja do żłobkaKochanym mamomVIII Krajowy Kongres SekretarzySolidna wygrana na NowowiejskiejCo się stało w PCAS-ieRodzinny piknik w MCK Za PilicąPółkolonie z MCK-iem – ruszyły zapisy!
Reklama
III RUNda Żubra III RUNda Żubra III RUNda Żubra 19.05.2024, Spała - Półmaraton biegowy i Nordic Walking Już 19 maja w Spale odbędzie się III edycja RUNdy Żubra, impreza biegowo-marszowa w ramach której rozegrane zostaną następujące dystanse i konkurencje:Start Główny:- Półmaraton biegowy  21 km( 2 pętle po 10,7 km)- Półmaraton Nordic Walking 21 km ( 2 pętle po 10,7 km)Start towarzyszący:- 5 km bieg- 5 km Nordic WalkingTrasa obydwu dystansów w 95% wyznaczona jest po leśnych duktach i ścieżkach Spalskiego Parku Krajobrazowego, a START I META znajdują się w centrum Spały na placu głównym. Zawodnicy rywalizują w kategoriach OPEN K/M i wiekowych K/M. Przygotowano następujące kategorie wiekowe: K/M20 (16-29lat), K/M30 (30-39lat),  K/M40 (40-49lat), K/M50 (50-59lat), M/K 60+.Do swoich startów zapraszamy również dzieci, które będą rywalizować w 4 grupach wiekowych:- dzieci do lat 7  - 300 m- dzieci 8-10 lat – 600 m- dzieci 11-13 lat – 1000 m- młodzież 14-16 lat -  1000 mNa zwycięzców podium w każdej kategorii wiekowej dziewcząt i chłopców czekają atrakcyjne nagrody, dodatkowo wszyscy uczestnicy startów dzieci wezmą udział w losowaniu nagród ze sceny.ZAPISY I REJESTRACJAWszystkich zainteresowanych startem w zawodach zapraszamy do rejestracji na stronie www.rundazubra.pl.Na wszystkich uczestników biegu czekają atrakcyjne pakiety startowe :Dzieci w pakiecie startowym otrzymują :- okolicznościową koszulkę biegu- komin biegowy- Kupon na pyszne lody od Carska Wieża- pamiątkowe drzewko do posadzenia od Nadleśnictwo Spała, Lasy Państwowe- numer startowy z chipem do pomiaru czasu- medal na mecieDorośli w pakiecie startowym otrzymują:-Numer startowy z chipem do elektronicznego pomiaru czasu-Gadżet z logo biegu- upominki od sponsorów- Kupon na Pasta Party w dniu 18.05 ( Zabujana Pizza Bar w Spale)- Pamiątkowy medal na mecie- Poczęstunek po biegu, owoce, woda, izotonik PASTA PARTYWszystkich półmaratonu i biegu na 5 km zapraszamy do udziału w bezpłatnym Pasta Party w sobotę 18 maja.O SPALESpała to miejscowość niewielka, ale za to z ogromną sportową historią. To tutaj znajduje się Ośrodek Przygotowań Olimpijskich, który wyszkolił już wiele pokoleń polskich czołowych lekkoatletów. Otaczające Spałę lasy stwarzają idealne warunki do uprawiania sportu, do tego wszechobecna cisza i spokój sprawiają że warto tu biegać i wypoczywać jednocześnie.Organizator imprezy:Be AlivePatronat Honorowy:Gmina InowłódzSponsor Główny:Bank Pekao S.A.Sponsorzy Strategiczni:Westlab, One OrganicData rozpoczęcia wydarzenia: 19.05.2024
Food trucki Food trucki Już od 17 do 19 Maja na Placu Kościuszki w Tomaszowie Mazowieckim zawitają Food trucki!Piknik rodzinny organizowany przez Sowa Events bedzie miał do zaoferowania mnóstwo atrakcji.Dla głodomorów przyjadą foodtrucki reprezentujące kuchnie z całego świata. Wśród serwowanych dań nie może zabraknąć: amerykańskich burgerów, hiszpańskich churrosów, frytek belgijskich, węgierskich langoszy, tajskiego padthaia oraz wiele innych przysmaków z różnych zakątków naszego globu.Dla spragnionych będzie przygotowana strefa orzeźwienia, czyli stoisko pełne dobroci. Serwujemy tam autorską lemoniada, zmrożoną granite i wiele innych.Między stoiskami będzie przygotowany specjalny food court gdzie zostaną porozkładane ławostoły, leżaki oraz parasole. Można więc śmiało zaprosić całą rodzinę i wygodnie spędzić czas zajadając się serwowanymi specjałami, słuchając przy tym przyjemnej muzyki.Będzie również mnóstwo atrakcji dla najmłodszych. Będzie stoisko z balonami i zabawkami oraz stoisko z watą cukrową. Bedą również przygotowane dmuchane zamki na których dzieciaki beda mogły spędzić radosne chwile skacząc i bawiąc sie w najlepsze.DODATKOWO I BEZPŁATNIE ZAPRASZAMY NA:SOBOTA:- 12:00 - 16:00 - Spotkanie z ulubionymi postaciami z topowej bajki o dzielnych pieskach! Szykujcie aparaty i szerokie uśmiechy :)NIEDZIELA: - 12:00 -12:45 - Koncert "JAK Z BAJKI" - uzdolnieni ludzie filmu, muzyki, teatru i animacji przeniosą Was w magiczny świat muzyki z największych hitów filmów animowanych! - 12:00 - 18:00 - Animatorzy do Waszej dyspozycji! - zabawy ruchowe, sportowe, skręcanie balonów, zabawy z chustą klanza, mini zajęcia plastyczne i wiele innych - nudzie mówimy STOP!- 12:00 - 18:00 (z przerwami) - Bańki mydlane w niecodziennym wydaniu - daj się zamknąć w giga bańce! - Warto zapomnieć o gotowaniu w domu tego weekendu. Warto zabrać rodzinę i cudownie spędzić ten czas z Food truckami. Kulinarne święto już od 17 do 19 Maja w Tomaszowie Mazowieckim.Data rozpoczęcia wydarzenia: 17.05.2024
Reklama
Reklama
Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki nieuciskające DEOMED Cotton Silver to komfortowe skarpetki zdrowotne wykonane z naturalnej przędzy bawełnianej z dodatkiem jonów srebra. Skarpety ze srebrem Deomed Cotton Silver mogą dzięki temu służyć jako naturalne wsparcie w profilaktyce i leczeniu różnych schorzeń stóp i nóg!DEOMED Cotton Silver to skarpety bezuciskowe, które posiadają duży udział naturalnych włókien bawełnianych najwyższej jakości. Są dzięki temu bardzo miękkie, przyjemne w dotyku i przewiewne.Skarpetki nieuciskające posiadają także dodatek specjalnych włókien PROLEN®Siltex z jonami srebra. Dzięki temu skarpetki Cotton Silver posiadają właściwości antybakteryjne oraz antygrzybicze. Skarpetki ze srebrem redukują nieprzyjemne zapachy – można korzystać z nich komfortowo przez cały dzień.Ze względu na specjalną konstrukcję oraz dodatek elastycznych włókien są to również skarpetki bezuciskowe i bezszwowe. Dobrze przylegają do nóg, ale nie powodują nadmiernego nacisku oraz otarć. Dzięki temu te skarpety nieuciskające rekomendowane są dla osób chorych na cukrzycę, jako profilaktyka stopy cukrzycowej. Nie zaburzają przepływu krwi, dlatego też zapewniają pełen komfort przy problemach z krążeniem w nogach oraz przy opuchnięciu stóp i nóg.Skarpetki DEOMED Cotton Silver są dostępne w wielu kolorach oraz rozmiarach do wyboru.Dzięki swoim właściwościom bawełniane skarpetki DEOMED Cotton Silver z dodatkiem jonów srebra to doskonały wybór dla wielu osób, dla których liczy się zdrowie i maksymalny komfort na co dzień.Z pełną ofertą możecie zapoznać się odwiedzając nasz punkt zaopatrzenia medycznegoTomaszów Mazowiecki ul. Słowackiego 4Oferujemy atrakcyjne rabaty dla stałych klientów Honorujemy Tomaszowską Kartę Seniora 
Reklama
Reklama
Wasze komentarze
Autor komentarza: AgaTreść komentarza: La Gomera? Naprawdę?Źródło komentarza: Co warto zobaczyć podczas wycieczki zorganizowanej na Maderze ?Autor komentarza: MawinaTreść komentarza: Ohydny artykuł, jak można pisać takie brednie.Źródło komentarza: Aktywiści z wyrokami i prokuratorskimi zarzutamiAutor komentarza: obserwatorTreść komentarza: to nadal motoch u "władzy'-pozbawiony zasad moralnych i intelektualnych-dbaja tylko o swoje koryto-chamstwo i prostactwo.....po co głupi i naiwni obywatele ida na te "wybory"-to przecierz ...farsa ..i fałsz...Źródło komentarza: Kto znajdzie się w Radzie Powiatu Tomaszowskiego?Autor komentarza: obserwatorTreść komentarza: to "wszystko'-to kolejny motłoch-pozbawiony zasad intelektualnych....dbaja tylko o swoje koryto...wybrali sie sami bo sfałszowali po raz kolejny "wybory"......Źródło komentarza: Węgrzynowski ponownie Starostą Powiatu TomaszowskiegoAutor komentarza: saraTreść komentarza: panie Mariuszu coś pan taki wściekle zażarty na porządnego człowieka jakim niewątpliwie jest pan poseł WitczakŹródło komentarza: Oświata niejedno ma imię. Co dalej z tomaszowskimi szkołami?Autor komentarza: AjdejanoTreść komentarza: Ewelina: to jest to, o co nam chodzi. Pisząc: "nam" , mam na myśli tych, którzy mają takie informacje, jak Ty. Teraz p. Terenia odwraca ode mnie wzrok, kiedy na rynku (w godzinach pracy jej i jej Lesia) przyjeżdża na zakupy. Do niedawna inaczej to wyglądało. Ta pani była bardzo miła dla mnie i chętnie mi się odkłaniała. Dzisiaj jestem dla niej wrogiem. Takie czasy.... PS. Jednak pozostaje pytanie: skąd ta baburica wie, że ten wredny Ajdejano, to jestem ja....!? Ja tę zagadkę znam, ale nie będę się chwalił, skąd ją znam.Źródło komentarza: W Radzie Miejskiej karty rozdane?
Reklama
Reklama
Napisz do nas
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama