Prezentacja listy sukcesów zajęła posłowi zaledwie małą chwilę. Nie było tego zbyt wiele. Kilka słów o „pomostówkach”, słowo o uproszczeniu procedur dotyczących zakładania firm, nieco przekłamana informacja na temat świadectw energetycznych, dwa zdania o pozwoleniach na budowę i… to chyba wszystko.
Oczywiście dowiedzieliśmy się, że można było zrobić dużo więcej, ale „zła” opozycja nie pozwala, prezydent wetuje, a i koalicjant nie jest łatwy, bo czasem zapomina głosować zgodnie z ustaleniami. To wszystko wiemy jednak z codziennych strumieni informacyjnych, przekazywanych przez partyjnych speców od czarnego PR-u.
Poseł przyznał, że o wprowadzeniu w życie najważniejszych postulatów PO z okresu kampanii wyborczej nie ma nawet co marzyć. Nie zostanie zlikwidowane finansowanie partii z budżetu państwa, nie będzie jednomandatowych okręgów wyborczych, nie będzie reformowany KRUS, bo… koalicjant, czyli PSL, nie pozwala. Waldemar Pawlak wraz z partyjnymi kolegami blokuje zresztą więcej inicjatyw PO, ale – jak stwierdził poseł – jest to i tak jedyny i najlepszy koalicjant, jakiego można sobie wyobrazić.
Nieco więcej czasu zajęło posłowi wychwalanie zalet samego Donalda Tuska. Słuchacze dowiedzieli się m.in., że premier polskiego rządu, zajmujący się zawodowo polityką od 1989 roku, od kilku lat jedyny lider Platformy Obywatelskiej, a wcześniej Kongresu Liberalno-Demokratycznego i Unii Wolności, wreszcie się „wiele nauczył”. Cóż, po dwudziestu latach spędzonych w szkole nawet słaby uczeń nauczy się pisać.
Co do planów legislacyjnych na przyszłość, dowiedzieliśmy się, że wolnego w Święto Trzech Króli nie będzie, ale PO zastanawia się nad wprowadzeniem wolnych od pracy Wigilii Świąt Bożego Narodzenia oraz Wielkiego Piątku.
Z innych ciekawostek zasłyszanych na spotkaniu: najistotniejszą była chyba ta, że zdaniem posła mamy w Polsce dwie prawice, z tym że jedna z nich ma charakter populistyczny. Szkoda, że nie została ona wskazana wprost.
Słowem: jest dobrze, bo nie jest źle.
Starosta Kagankiewicz dopytywał o tzw. pakiet ustaw zdrowotnych. Przy okazji wykazał się dużą – jak na polityka – naiwnością. Okazało się bowiem, że prawda nie zawsze jest oczywista dla wszystkich. A w tym przypadku oczywiste było właśnie weto prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Tylko osoba całkowicie pozbawiona wyobraźni mogła sądzić, że po nakręceniu przez CBA filmu z byłą posłanką Sawicką w roli głównej będzie inaczej. Wiedzieli o tym wszyscy Polacy, wiedział rząd Donalda Tuska, nie wiedział tylko należący do PO starosta powiatu tomaszowskiego. Ta niewiedza może kosztować powiat kilkaset tysięcy złotych, jeżeli lekarze wygrają sprawy sądowe, o których pisaliśmy w artykule „Lekarze w sądzie” w ubiegłym tygodniu.
Na temat własnej działalności sejmowej poseł niewiele miał do powiedzenia. Trudno się dziwić. Mandat sprawuje po raz pierwszy, więc cały czas jeszcze się uczy. Z tego punktu widzenia o wiele ciekawsze byłoby zapewne spotkanie z posłanką Elżbietą Radziszewską.
Zapytany o swoje sześć interpelacji i tyle samo zapytań złożonych w Sejmie (większość dotyczyła spraw związanych z energetyką oraz stacjami obsługi pojazdów), stwierdził, że o jakości i skuteczności posła nie świadczy liczba złożonych zapytań.
Poseł należy w Sejmie do komisji zajmujących się polityką regionalną oraz problemami samorządu terytorialnego. Zapytany o szczegóły, niewiele miał do powiedzenia. Włodzimierz Kula jest również członkiem Polsko-Chilijskiej i Polsko-Litewskiej Grupy Parlamentarnej.
Nas jednak najbardziej interesowały sprawy związane z naszym miastem i powiatem. Nie mamy własnego posła, a Włodzimierz Kula otrzymał u nas 1300 głosów, czyli blisko 10% wszystkich oddanych na PO w naszym powiecie.
Na pytanie dotyczące planowanego przebiegu drogi S74, ważnej dla Tomaszowa ze względów strategicznych, odpowiedział, że nie wie, którędy ma ona przebiegać. Można i tak.
Zapytaliśmy również, czy jako poseł byłby gotów wspierać władze naszego miasta w realizowaniu najważniejszych projektów inwestycyjnych. Włodzimierz Kula zadeklarował, że jest gotów pomóc w każdej sprawie, z jaką zwrócą się do niego władze miasta.
Wydawało nam się, że warto również w związku z tym zapytać, w ilu konkretnie sprawach nasz prezydent do tej pory zabiegał o wsparcie posła. Wyraźnie zmieszany parlamentarzysta nie wiedział, co odpowiedzieć.
Zamiast posła do odpowiedzi „wyrwał się” dziwnie nadpobudliwy starosta Kagankiewicz. Bohaterska i desperacka próba obrony prezydenta Zagozdona wywołała duże zdziwienie wśród zebranych członków tomaszowskiej PO. Dla wielu osób było to potwierdzeniem plotek o nieformalnych porozumieniach pomiędzy starostą a prezydentem dotyczących przyszłych wyborów samorządowych.
– Kogo właściwie reprezentuje Kagankiewicz? – pytano w kuluarach spotkania. – Platformę Obywatelską czy Zagozdona i jego kolegów?
Faktem jest, że od dwudziestu lat zarządzają naszym miastem różnego rodzaju koterie, związki polityczne, grupy interesów, czy też koledzy od łyżew, piłki albo wręcz od kielicha. Nie mamy szczęścia (czasem na własne życzenie) do naszych reprezentantów. Żerują na miejskim organizmie, stopniowo doprowadzając do jego wyniszczenia.
Faktem jest też, że na spotkaniu z parlamentarzystą należącym do partii trzymającej w swym ręku ster władzy zarówno w Polsce, jak i w naszym województwie, powinien być obecny prezydent miasta. Wymaga tego grzeczność, ale także dbanie o interesy miasta.
Widać, godziny urzędowania kończą się o 15.00.























































Napisz komentarz
Komentarze