A przecież nic nie stoi na przeszkodzie, by osoba prywatna albo organizacja społeczna zorganizowała dla mieszkańców otwartą imprezę. BCTM swego czasu pokazał, że to możliwe – całość festiwalu finansowali sponsorzy, bez środków z budżetu miasta.
Wspominający z nostalgią pierwsze edycje Festiwalu często zapominają o jednym, zasadniczym fakcie: BCTM zrezygnował z organizacji i oddał ją miastu. Powodów było wiele, ale trzy są kluczowe.
Po pierwsze: rosnące koszty organizacji. Wpływy sponsorskie malały i nie pokrywały gaż artystów ani innych wydatków.
Po drugie: coraz większa odpowiedzialność i bezpieczeństwo imprez masowych – konieczność spełnienia wymogów ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych.
Po trzecie: ogrom nakładu pracy i czasu – przygotowania trwały niemal rok, angażując kilkanaście–kilkadziesiąt osób.
Wszystkim „narzekaczom” polecam spróbować zorganizować imprezę masową – już etap pozwoleń potrafi ostudzić zapał.
Skąd moja niechęć do „darmówek”? Poza brakiem szacunku do organizatorów i produktu, darmowa oferta zabija aktywność. Wielu sądzi, że miasto ma obowiązek zapewniać rozrywkę za darmo. Otóż nie. Urząd jest od administrowania, a nie od prowadzenia działalności impresaryjnej. Darmowe koncerty i festyny to spadek po PRL-owskiej logice „igrzysk”.
Skutek? Przyzwyczajenie do darmowych wydarzeń rodzi bierność. Imprezy biletowane kończą się u nas często fiaskiem – na alkohol 20 zł się znajdzie, ale na bilet 5 zł już nie.
W redakcji łamaliśmy głowę, kogo zaprosić, by wyjść na zero – poza Marcinem Dańcem trudno było wskazać oczywisty wybór.
W tej dyskusji umyka rzecz najważniejsza: Tomaszów nie ma nowoczesnej sali widowiskowej. Zamiast mnożyć „darmówki”, wolę, by miasto zainwestowało w porządny obiekt (z udziałem funduszy UE). Dni Tomaszowa to ogrom pracy urzędników, którzy mogliby w tym czasie zająć się ważniejszymi zadaniami.
Kilka słów o tegorocznym festiwalu – zwłaszcza „tomaszowskiej” sobocie. Moim zdaniem to jeden z lepszych koncertów od lat (być może najlepszy od 2005 r.). Nie chodzi o gatunki, tylko o powrót do korzeni: promocję lokalnych zespołów i młodzieży. To najlepsza wizytówka miasta.
Jeśli ktoś woli „gwiazdy” z playbacku, proszę bardzo. Ja wolę młodych z Persfazji, ska w wykonaniu Izolatki, Feekcję (ze smyczkami!) i metal z klasą od Tumour Of Soul. Czerwone Gitary zostawmy na inne okazje – heavy metal rządzi się innymi prawami.
P.S.
Jeśli chcesz – podziel się wrażeniami z festiwalu (mail/telefon w stopce redakcyjnej). Dzięki dla uczniów kl. IIIb I LO oraz Michała „Zielu” Zielińskiego i Rafała Kowalskiego za obsługę medialną. Podziękowania także dla prezydenta Rafała Zagozdona za miniprzegląd tomaszowskich grup i świetny koncert Closterkellera.
Zapraszamy do fotogalerii „A może byśmy tak… do Tomaszowa”.

























































Napisz komentarz
Komentarze