Wymierzony
Jaryczewski wydaje się być w dobrej formie. Mimo swojej — jak sam powiedział — „słabości do używek” w różnej postaci, śpiewa i tworzy. Ma nadzieję, że przeszedł już ostatni w swoim życiu detoks. Wraz z zespołem Jary Band nagrywa obecnie płytę w Izabelin Studio.
Zespół na koncertach brzmi jak stary Wishbone Ash. W repertuarze znajdziemy zarówno nowe utwory, jak i te znane z płyt Oddziału Zamkniętego. Wczoraj we Włókniarzu można było usłyszeć m.in. „Ten wasz świat”, „Twój każdy krok”, „Obudź się”.
Zabrakło bisów. Tyle że nie miał się ich kto domagać. Około 30 osób obecnych na koncercie znalazło się w sali kinowej najprawdopodobniej przypadkiem.
Przeczulony
Może rzeczywiście jestem przeczulony. Być może ktoś powie, że „się czepiam”. Jak tego jednak nie robić, gdy po raz kolejny cała para idzie w gwizdek.
Na koncert legendy polskiego rocka przyszło 30 osób — dokładnie tyle. Większość z nich to członkowie klubu abstynenckiego z rodzinami, pozostali to osoby z Miejskiej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych (organizatora imprezy).
Najdosadniej — i chyba najtrafniej — zdziwienie niską frekwencją wyraził pewien człowiek, pytając: „O co tu k… chodzi? Kto w ogóle wiedział o tym koncercie? Bo ja dowiedziałem się przypadkiem, jak byłem na Lechii pooglądać skuterki”.
O co chodzi? Otóż o wszystko: bezmyślność, brak wiedzy, umiejętności, pomysłów, koordynacji i promocji. Mógłbym tak wyliczać jeszcze przez chwilę.
Wyuczony
Zaczynając od początku: organizatorem imprezy były Miejska Komisja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, stowarzyszenia abstynenckie i Urząd Miasta.
Cykl wydarzeń przygotowanych na „Tydzień Trzeźwości” obejmował m.in. zajęcia sportowo-rekreacyjne i spotkanie z Jarosławem Wajkiem (o którym pisaliśmy w piątek). Całość zakończyć miał koncert Krzysztofa Jaryczewskiego i Jary Band. Zgodnie z programem miał się odbyć na Muszli. Ze względu na niesprzyjającą aurę został przeniesiony do sali kina Włókniarz. Osoby, które przyszły do Parku Miejskiego, mogły — jeśli się dobrze postarały — znaleźć kartkę z informacją o zmianie miejsca koncertu.
Od samego początku promocja imprezy kulała. Patronat medialny Radia Fama, Tele-Top i „TiT-u” okazał się mało skuteczny. W całym mieście nie było plakatów. Ulotka wydrukowana przez Urząd była nieczytelna — wciśnięto na nią wszystkie wydarzenia z całego tygodnia, a zielony druk tylko męczył oczy.
Zapomniano o portalach internetowych. Sam NaszTomaszów odwiedza codziennie ponad 2000 osób.
Kolejny problem to godzina i termin koncertu. Tu wychodzi chaos i brak koordynacji w Urzędzie Miasta. Wydział Polityki Społecznej działa sobie, a Promocja i Kultura chadzają własnymi ścieżkami.
Noc Muzeów to impreza, która co roku odbywa się w wielu miastach w Polsce równocześnie, a termin jest znany z wyprzedzeniem — my znaliśmy go od miesięcy. Czy nie można było skorelować działań, by wydarzenia nie nachodziły na siebie?
Zainteresowanie władz miasta — w jednym i drugim przypadku — było praktycznie żadne. Prezydenci wyjechali na weekend do Wisły.
Wystraszony
Przy okazji koncertu nasuwa się jeszcze jedna refleksja. W naszym mieście brakuje sali widowiskowo-koncertowej z prawdziwego zdarzenia. Nie tylko klubowej do kameralnych występów, ale też takiej, w której można organizować większe imprezy i koncerty. Sala z przyzwoitą akustyką i taka, w której kilka godzin nie wiąże się z ryzykiem bólu kręgosłupa.
























































Napisz komentarz
Komentarze