Afera w tomaszowskim szpitalu

Kilka dni temu wyszła na jaw sprawa nielegalnego dopisywania godzin pracy w pogotowiu ratunkowym. Dyrektor pogotowia dopisywał godziny pracy wszystkim etatowym lekarzom. W ciągu siedmiu miesięcy ze szpitala uszło w ten sposób ponad 700 tys. zł! Jak to się stało, że sprawa ujrzała światło dzienne? Otóż ten nieuczciwy dyrektor pogotowia sam zgłosił się do starosty tomaszowskiego Piotra Kagankiewicza gdzie złożył oficjalne pismo, w którym przyznaje się do wpisywania "lewych" godzin pracy. W związku z powyższym powołano specjalną komisję, która miała zbadać kondycję finansową szpitala. Kontroli natychmiast poddano wszystkie pozostałe oddziały. Na szczęście nie wykryto więcej nieprawidłowości.

Jak tłumaczył dyrektor pogotowia załoga nie chciała pracować za przysługujące im "marne pieniądze". Bywało, że na dyżurze zamiast trzech, było dwóch lekarzy i ci właśnie lekarze niejednokrotnie odmawiali pracy lub wręcz nawet składali wymówienia! Niesumienny dyrektor stwierdził, że robił wszystko dla dobra pracowników szpitala i pacjentów.

Dyrektor szpitala, Bronisław Szczeciński cały ten proceder nazwał zwykłym wyłudzaniem pieniędzy a zasłanianie się dobrem jego pracowników i pacjentów  jest śmieszne. Dodał również, że nikt nie informował go o ciężkiej sytuacji na jego oddziale. Szczeciński zlikwidował godziny nadliczbowe oraz premie świąteczne ponieważ zauważył nadużycia.

Niefrasobliwy dyrektor pogotowia został zwolniony ze stanowiska co spotkało się ze sprzeciwem Związku Zawodowego Lekarzy w tomaszowskim szpitalu, który uważa, że bez zarzutów prokuratora i wyroku nie można skazywać człowieka. ZZL jest za ewentualnym zawieszeniem pracownika. 

Postępowanie w tej sprawie prowadzi tomaszowska prokuratura.